Quantcast
Channel: UnaCum.pl
Viewing all 593 articles
Browse latest View live

Pierwsza Msza "trydencka" w Chrzanowie

$
0
0
fot. Paweł Pawłowski (CC BY-SA 4.0)
Prawdopodobnie po raz pierwszy po reformie liturgicznej w Chrzanowie (archidiecezja krakowska) zostanie odprawiona Msza św. w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego (tzw. Msza trydencka).

Celebracja będzie miała miejsce 27 listopada (piątek) w kościele pw. Matki Bożej Różańcowej (ul. Kusocińskiego 4) o godzinie 19:30.

Liturgia będzie sprawowana z formularza wotywnego o Matce Bożej Różańcowej, w formie śpiewanej (missa cantata) z chorałem gregoriańskim. Celebransem będzie ks. Kacper Nawrot z Krakowa.

Baza wiedzy UnaCum.pl - poznaj nasze zasoby!

$
0
0

Msza tradycyjna dostępna w Lourdes

$
0
0
Zdjęcie przesłane przez czytelnika.
Dobra wiadomość dla tradycyjnych katolików pielgrzymujących do francuskiego sanktuarium w Lourdes. Bractwo Kapłańskie św. Piotra (FSSP) odprawia w Lourdes regularne Msze w tradycyjnym rycie rzymskim.

Strona domu Bractwa w Lourdes z harmonogramem Mszy:
http://www.tarbes-lourdes.fssp.fr/

I Niedziela Adwentu: Msza i Nieszpory w Jamnej

$
0
0

Jak w każdą niedzielę o godz. 16:00, również 29 listopada zostanie odprawiona Msza święta w Nadzwyczajnej Formie Rytu Rzymskiego ("Msza trydencka") w dominikańskim Kościele pw. Matki Bożej Niezawodnej Nadziei w Jamnej (koło Zakliczyna).

Celebracji towarzyszyć będzie śpiew chorału gregoriańskiego (missa cantata)Po Mszy św. zostaną odśpiewane łacińskie nieszpory niedzielne.


Dla wiernych zostaną przygotowane teksty w układzie łacińsko-polskim.

Bieżące informacje o Mszach św. w rycie tradycyjnym na Jamnej można znaleźć na portalu Facebook.

Stara Msza i Nowa Ewangelizacja : po długiej zimie racjonalizmu

$
0
0

Peter KwasniewskiW poniedziałek 7 września 2015 r. dr Peter Kwasniewski (jeden ze stałych współpracowników portalu Rorate Caeli, osoba znana miłośnikom tradycyjnej liturgii) wygłosił wykład na Franciszkańskim Uniwersytecie Steubenville. W wydarzeniu wzięła udział duża liczba studentów, członków kadry oraz pracowników. Rorate Caeli z satysfakcją publikuje pełny tekst wykładu.


To dla mnie zaszczyt i radość być tutaj dzisiejszego wieczoru. Jestem wdzięczny dr Michaelowi Sirilla za zaproszenie do wygłoszenia wykładu na Uniwersytecie Steubenville, który przez tak wiele lat utrzymał reputację szkoły, gdzie nasz Pan Jezus Chrystus jest “królem i centrum wszystkich serc” i gdzie wiara katolicka jest nauczana, praktykowana i otaczana miłością. Z bardziej osobistej strony, mam poczucie, że zatoczyłem koło. Kiedy wykładałem na Programie Austriackim w Kartause Gaming (program prowadzony przez Uniwersytet Steubenville w dawnym klasztorze Kartuzów w Gaming, w Austrii, przyp. tłum.) poznałem wielu wspaniałych ludzi z tego uniwersytetu, jednak nigdy nie miałem szansy odwiedzić macierzystego kampusu.

Podczas pracy nad tą prelekcją doszedłem do wniosku, że mój tytuł “Stara Msza i Nowa Ewangelizacja” zasługuje właściwie na książkę, a nie tylko na wykład. Postanowiłem ograniczyć się do aspektu, który wydaje się szczególnie owocny - “po długiej zimie racjonalizmu”, nawet jeśli temat ten można ująć z tak wielu perspektyw [1].

Odkrywanie dawnej Mszy na nowo

Zacznę od kilku faktów. Uczestnictwo katolików we Mszy stale się zmniejsza, żeby nie powiedzieć, że drastycznie spada, mniej więcej od roku 1965. Roku, w którym zaczęto wprowadzać olbrzymie zmiany w sposobie celebrowania Mszy, który obowiązywał od wieków [2]. Z drugiej strony, od roku 1984, w którym Papież Jan Paweł II zwrócił się do biskupów z prośbą o umożliwienie celebracji Mszy usus antiquor, czyli starszego obrządku rytu rzymskiego, a szczególnie od kiedy motu proprio papieża Benedykta XVI z 2007, które zniosło wymóg uzyskiwania pozwolenia na celebrację, liczba kapłanów sprawujących tę Mszę oraz liczba uczęszczających katolików stale wzrasta. Od 2013 roku ponad 1000 kapłanów w Ameryce Północnej ukończyło formalny kurs przygotowujący do celebracji Mszy w nadzwyczajnej formie. W 1998 w całych Stanach było tylko ok. 20 miejsc, gdzie znaleźć można było tradycyjną Mszę w niedzielę; dzisiaj liczba ta wzrosła do prawie 500. [3] W odpowiedzi na oczywiste zapotrzebowanie części studentów, kadry i pracowników, katolickie szkoły i uniwersytety włączają mszę trydencką do swojej posługi kapłańskiej. Niektóre zgromadzenia zakonne obrały usus antiquorjako swoją drogę życia lub nawet przyjęły tę formę jako wyłączną, czego skutkiem jest nagły wzrost powołań. Średnia wieku katolików uczęszczających do parafii, gdzie sprawuje się Mszę tradycyjną jest niższa niż narodowa średnia, podczas gdy średnia wielkość rodziny jest większa. [4] Jest to tętniący życiem, młody, kwitnący i rozwijający się ruch. Jak zauważył papież Benedykt XVI w 2007 roku:

Zaraz po Soborze Watykańskim II można było przypuszczać, że prośba o korzystanie z Mszału z 1962 r. ograniczałaby się do starszego pokolenia, które dorastało przy nim, z czasem jednak okazało się wyraźnie, że również młode osoby odkrywają tę formę liturgiczną, odczuwają jej atrakcyjność i odnajdują w niej szczególnie właściwą dla siebie formę spotkania z Tajemnicą Najświętszej Eucharystii. [5]

Dlaczego to wszystko się dzieje? Dlaczego reforma liturgiczna lat 60 i 70 nie wywołała w Kościele nowej wiosny? [6] Co w takim razie jest tajemnicą atrakcyjności Mszy trydenckiej? Jaki jest powód lub powody tego zaskakującego odrodzenia mającego miejsce dzisiaj, kiedy większość osób uczestniczących i celebrujących jest urodzona po roku 1970? I w jaki sposób ten rozwój jest dobry dla Kościoła i Nowej Ewangelizacji?

Aby poprawnie odpowiedzieć na te pytania, musimy dobrze zrozumieć, czym jest Nowa Ewangelizacja i jaka jest w niej rola liturgii. Odpowiedź można sformułować na wiele sposobów, jednak biskup Dominik Rey ujął to bardzo zwięźle:

Nowa Ewangelizacja to nie idea albo program — to potrzeba, aby każdy z nas doświadczył osobistego, głębokiego spotkania z Chrystusem i stał się przez to bardziej zdolnym do prowadzenia innych ku Niemu. Jedyna droga do tego celu prowadzi przez liturgię świętą i jeśli liturgia jest w jakiś sposób nie taka, jaka powinna być, albo ja nie jestem odpowiednio przygotowany, to spotkanie z Chrystusem będzie utrudnione, Nowa Ewangelizacja na tym ucierpi. Historia ewangelizacji na przestrzeni wieków pokazuje, jak wielcy misjonarze byli też ludźmi wielkiej modlitwy i autentycznej pobożności. Pokazuje także związek pomiędzy jakością i głębią życia liturgicznego a dynamizmem apostolskim. Nowa Ewangelizacja musi zostać zakorzeniona w głębokiej eucharystycznej i liturgicznej odnowie. [7]

Rozważając słowa biskupa Reya, możemy sformułować tezę. Jeśli stara Msza pomaga ludziom “doświadczać osobistego, głębokiego spotkania z Chrystusem”, jeśli pomaga nam stać się “ludźmi wielkiej modlitwy i autentycznej pobożności”, jeśli udziela ponadprzeciętnej “jakości i głębi”, to jest ona i w dalszym ciągu będzie jednym z najistotniejszych elementów Nowej Ewangelizacji.

Chciałbym posłużyć się eksperymentem, lub podejściem indukcyjnym i przyjrzeć się, co sami katolicy odpowiadają zapytani o to, co uderzyło ich we Mszy trydenckiej, gdy uczestniczyli w niej po raz pierwszy. Osobiste świadectwa są szeroko dostępne. [8] Zacznijmy od kilku przedstawionych przez młodych dorosłych katolików.

Bardziej zwracałem uwagę na to, co robi ksiądz, co mnie zaskoczyło. Zwrócenie się przez niego twarzą ku ołtarzowi było odświeżające, podobało mi się podkreślenie faktu, że ksiądz jest jednym z nas, patrzących w kierunku Boga, reprezentującym nas. Zapach kadzidła, klęczenie podczas komunii, noszenie mantylek, cicha modlitwa — wszystko skoncentrowane na Bogu ze czcią i skromnością. Nie byłem także rozpraszany przez księdza lub ministrantów. [9]

Oto inne świadectwo:

To była Missa Cantata, Msza śpiewana. Dotychczas znałem tylko Msze ludowe, gdzie ludzie śpiewali “Kumbaya” i pierwszą rzeczą, która mnie uderzyła była autentyczna powaga. Byłem zdumiony podniosłą atmosferą, udzielającą się wiernym i kapłanowi. Po raz pierwszy czułem się naprawdę skoncentrowany na mszy. Pierwszą rzeczą, która mi się podoba jest cisza, która daje możliwość medytacji i kontemplacji. Lubię myśleć o sobie jako o znajdującym się u stóp krzyża. [10]

I trzecia reakcja:

To było tu [na Oxfordzie], gdzie po raz pierwszy doświadczyłem Mszy po łacinie. To była Msza solenna i było to prawdopodobnie najpiękniejsze doświadczenie, jakie kiedykolwiek przeżyłem. Chociaż teraz znam liturgię, rozumiem, co dzieje się przy ołtarzu i potrafię odpowiadać po łacinie, w mojej ignorancji w tamtym szczęśliwym dniu na Oxfordzie doświadczałem tamtej Mszy jak niewidome dziecko, wyobrażając sobie anioły śpiewające na wysokościach, jako że ze względu na obce miejsce byłem zbyt zawstydzony, aby odwrócić się i rzucić okiem na chór. Stare ryty niosą ze sobą niezrównaną podniosłość. [11]

I jeszcze jedna, pochodząca od waszej studentki, Mary Bonadies, opowiedziana w tegorocznym letnim wydaniu “Franciscan Way”. Mary opowiada o jej doświadczeniu śpiewania w chórze podczas pierwszej tradycyjnej mszy, w której uczestniczyła:

To otworzyło przede mną cały nowy świat. Po zakończeniu liturgii wzruszyłam się i rozpłakałam, ponieważ nigdy wcześniej nie doświadczyłam takiego piękna. [12]

Para młodych ludzi planujących swój ślub w październiku tego roku w kościele St. Walburge’s w Preston, Lancaster tak opowiedzieli o swojej drodze:

Moja narzeczona i ja, będąc ateistami, zostaliśmy oboje przyciągnięci do wiary katolickiej poprzez piękno Mszy w nadzwyczajnej formie. Byliśmy urzeczeni liturgiczną muzyką, tradycją i szacunkiem, z jakim ludzie uczestniczyli w ofierze. To wyzwoliło w nas ciekawość wiary i doprowadziło nas w końcu do wstąpienia w szeregi Kościoła. [13]

Aby pokazać, że takie relacje są domeną nie tylko młodych ludzi, poniżej dwa świadectwa starszych osób:

Byłem skoncentrowany podczas całej Mszy. Czułem się bardziej uduchowiony i czułem większą łączność ze Mszą, ponieważ nie była ona w języku angielskim. Wyglądała dużo bardziej poważnie, nie było ściskania rąk i tym podobnych rzeczy. Wszyscy byliśmy skoncentrowani na Mszy bardziej niż na kapłanie. Często na Mszy zbyt duży nacisk położony jest na charakter księdza, w tej Mszy tak nie było. Czułem, że słucham intensywnie. Czułem się naprawdę wyjątkowo, nigdy nie myślałem w ten sposób o Mszy przez ostatnie 40 lat. [14]

Przez przypadek odkryłem kaplicę kościelną w New Brighton i Mszę w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego. Zostałem w jednej chwili przeniesiony do innego świata. Rzucająca się w oczy duchowość, szacunek i pobożność, którą dostrzegłem wśród wiernych i kleru poruszyła mnie do tego stopnia, że zostałem niemalże sparaliżowany i od razu zdałem sobie sprawę, że odnalazłem coś, czego nieświadomie poszukiwałem. Ta cudowna szansa na zbliżenie się do Boga, po raz pierwszy od wielu lat, i na wejście z Nim w relację dużo głębszą, niż sądziłem że jest możliwa, jest czymś, co mogłem odnaleźć tylko we Mszy trydenckiej. [15]

Te świadectwa pokazują, że ludzie odnajdują w tradycyjnej Mszy coś specjalnego, coś, czego nigdy nie doświadczyli nigdzie indziej. Mając na uwadze różnice w rozłożeniu akcentów i w użytym słownictwie, w relacjach wszystkich osób można wyróżnić trzy doświadczenia. Pierwsze, stara Msza jest teocentryczna, zorientowana na Boga, “wertykalna”, sugerująca transcendencję. Po drugie, jest chrystocentryczna, podkreślająca kapłaństwo Chrystusa i Jego największą ofiarę na Kalwarii oraz uwypuklająca służebną rolę kapłana działającego in persona Christi, przy jednoczesnym umniejszeniu jego indywidualnego ego. Po trzecie, jest zorientowana na świętość, podkreśla świętość rytuału, oddanie i cześć, które powinny charakteryzować nasze podejście do Boga, specyficzne sposoby przeżywania niesamowitej i fascynującej tajemnicy istnienia Boga, z cichym podziwem, świętą bojaźnią i wysoką świadomością własnego życia wewnętrznego, zdolności do medytacji i kontemplacji. [16]

Innymi słowy, Msza usus antiquor pozostaje w zgodzie z wielką sakramentalną zasadą, aby wykonywana czynność oddawała istotę sakramentu. [17] Jeśli Najświętsza Ofiara Mszy jest rzeczywiście niesamowitą tajemnicą, rzeczywistością tak cudowną i świętą, że nie jesteśmy w stanie objąć jej naszymi skończonymi umysłami, a której tylko możemy się poddać i zostać przez nią uniesionymi, to powinna ona przychodzić do nas w taki właśnie sposób. Święte spotkanie z transcendentnym Bogiem powinno wyglądać i dawać poczucie świętości i transcendencji. Powinno oznaczać to, czym jest i być tym, co oznacza. Jeśli liturgia działa tak, jak powinna, będziemy pokorni znajdując się w jej centrum, skłonieni do modlitwy, poruszeni śpiewem, przywiedzeni do ciszy, wciągnięci w niewidzialne, zwróceni do wnętrza naszych dusz i na zewnątrz ku absolutnemu prymatowi Boga. Msza tradycyjna spełnia te wszystkie zadania nad wyraz dobrze. Rodzi się zatem pytanie dlaczego jest ona tak skuteczna? Jak to działa?

Powszechne zastrzeżenia i błędy w rozumowaniu

Możemy odpowiedzieć na to pytanie rozważając jedno z najczęściej występujących zastrzeżeń co do odrodzenia tradycyjnej Mszy: “Podczas tej Mszy używa się starożytnego języka, którego nikt już dziś nie używa. Wiele momentów jest cichych, więc nie można usłyszeć, co mówi ksiądz. Ceremonie są złożone i trudne do śledzenia. Śpiew jest w dziwnym stylu, który nie koresponduje z dzisiejszą popkulturą. Wszystkie te rzeczy sprawiają, że dla współczesnego człowieka stara Msza jest nieodpowiednia i trudna w odbiorze. Na przestrzeni wieków poprzedzających Sobór Watykański II msza stała się nieprzystępna, dlatego wymagała zmiany języka na narodowy, uproszczenia i zaadaptowania do współczesnego myślenia i zachowania.”

Jest to zastrzeżenie, z którym można spotkać się często. Jest ono również usprawiedliwieniem dla wszelkich zmian. Pozostający pod wpływem racjonalizmu architekci nowoczesnego rytu rzymskiego zrobili wszystko, co w ich mocy, aby uczynić liturgię bardziej zrozumiałą, transparentną i dostępną (przynajmniej w ich oczach). Jak na ironię, zmiany te oznaczały jednocześnie ogromny spadek zdolności liturgii do wyrażania i komunikowania tajemnic wiecznego i nieskończonego Boga oraz świętych misteriów Chrystusa w Jego boskim człowieczeństwie. W ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat prawie każdy zdał sobie w pewnym momencie sprawę, że mistyczny charakter Mszy się ulotnił. To nie jest tylko poboczny problem; jest to problem, który uderza w samą istotę i ostateczny cel liturgii jako boskiego kultu. [18]

Najbardziej podstawowym faktem naszego istnienia jest nasza potrzeba Boga — nie boga stworzonego przez nas samych, który pasuje do naszych mentalnych kategorii, ale Boga, który przekracza wszystko o czym możemy pomyśleć i co możemy sobie wyobrazić. [19] Zadaniem liturgii jest doprowadzenie nas do Boga prawdziwego, aby zaspokoić naszą potrzebę obcowania z Nim. “Tyś mnie dotknął” mówi św. Augustyn, “a oto płonę pragnieniem Twojego pokoju”. [20] Jeśli liturgia ma nas przywieść do realnej obecności suwerennej tajemnicy Boga, musi nakładać na nas poważne wymagania, w imię Boga. Podążając za logiką krzyża, będzie nas wypróbowywać jak złoto w ogniu, aby przekonać się czy jesteśmy godni oraz czynić nas coraz mniej niegodnymi. Wierzący, dla swojego własnego dobra, potrzebuje, aby liturgia była mocna, nieuchwytna i fascynująca. “Gęstość” starej liturgii [21] lepiej wyraża i wpaja tajemnice wiary. Jej warstwy modlitwy, symboliki, ceremonii i śpiewu, nawet w swojej oczywistej cudzoziemskości, posiadają moc przemawiania prosto do duszy i wywoływania wewnętrznej odpowiedzi. [22]

Transparentność i nieprzejrzystość

Tradycyjne liturgie, wschodnia i zachodnia, posiadają wewnętrzne nagromadzenie treści i znaczeń, które wymagają naszej odpowiedzi. Ta odpowiedź, jednak, nigdy nie jest w pełni adekwatna, satysfakcjonująca i wyczerpująca: zawsze mogliśmy modlić się lepiej, zawsze jesteśmy zdominowani przez rzeczywistość. Nigdy nie dojdziemy do punktu, w którym w pełni zrozumiemy liturgię, wzruszymy ramionami i stwierdzimy “cóż to było miłe, co dalej?”. Przeciwnie, liturgia, która próbuje być kompletnie zrozumiała, w sensie nie posiadania żadnych aspektów, które są nieprzejrzyste, nieprzeniknione lub zewnętrzne, jest źle dopasowana i zniechęcająca dla człowieka jako dla bytu obdarzonego intelektem. Nie daje mu niczego, w czym mógłby “zatopić swoje zęby”, pozostawia jego najwyższe zdolności “na lodzie”, zajmuje jego niższe zdolności małymi, pretensjonalnymi ćwiczeniami. [23]

Sedno sprawy jest całkiem inne, niż reformatorzy liturgii zakładali. Dla nich liturgia powinna być transparentna, abyśmy mogli przez nią patrzeć. Ale zupełna przezroczystość oznacza zupełną niewidzialność. Okno, które jest doskonale czyste i przezroczyste to okno, o które zabija się ptak, wlatując w nie, bo przestało ukazywać się jako okno, jako paradoksalna bariera, która wpuszcza światło. W tym życiu nie posiadamy w pełni boskiego światła, lecz jego oczyszczający, oświecający i jednoczący blask płynie do nas poprzez liturgiczne modlitwy, ceremonie i symbole. Jeśli chcielibyśmy porównać liturgię do okna, byłaby ona witrażem, gdzie kolory i kształty szkła, historie, które opowiada i tajemnice, które wyraża, są zarówno tym, co widzimy jak i tym, przez co widzimy światło.

Chrystus pojawia się w naszym centrum poprzez liturgię i niezwykle istotne jest, abyśmy stanęli naprzeciw liturgii, aby w sposób namacalny doświadczyć Jego fizyczności, Jego oporu na naszą presję, Jego inności, jako warunku naszej jedności z Nim. Nie możesz poślubić idei czy koncepcji, możesz poślubić tylko osobę z krwi i kości, która nie jest tożsama z tobą; warunkiem koniecznym jedności jest odmienność. To dlatego tak bardzo niebezpieczne dla ludzi jest myślenie o sobie jako o twórcach czy innowatorach liturgii i zachowanie stosowne do tego sposobu myślenia — czy to przed, czy po przyjściu Chrystusa.

Mówiąc o złotym cielcu, będącym zbiorowym upadkiem Izraela i paralelą do upadku Adama, Józef Ratzinger pisze:

Ludzie nie mogą poradzić sobie z niewidzialnym, odległym i tajemniczym Bogiem. Chcą Go sprowadzić na dół, do ich własnego świata, który widzą i rozumieją. Kult nie jest już skierowany w górę ku Bogu, ale sprowadza Boga na dół, do ludzkiego świata. Bóg musi być tam wtedy, kiedy jest potrzebny i musi być taki, jaki jest potrzebny. Człowiek wykorzystuje Boga i w rzeczywistości, nawet jeśli nie jest to wprost odczuwane, stawia siebie ponad Bogiem. To prowadzi nas do drugiego punktu. Kult złotego cielca jest samogenerującym się kultem. Kiedy Mojżesz pozostaje na górze zbyt długo, a Bóg wydaje się coraz bardziej niedostępny, ludzie zaczynają ściągać go na dół. Kult przeradza się w festiwal, który wspólnota sobie funduje, w którym afirmuje samą siebie. Zamiast być kultem oddawanym Bogu, staje się kręgiem zamkniętym w ramach wspólnoty — jedzeniem, piciem i weseleniem się. Wtedy liturgia rzeczywiście traci swój sens i co gorsza, staje się apostazją od żywego Boga, apostazją w sakralnym przebraniu. [24]

Jak długo myślimy i działamy w taki sposób, wystawiamy się na poważne niebezpieczeństwo przytulania się nawzajem zamiast spotykania Chrystusa, patrzenia w odbicie jak Narcyz i zakochiwania się w swojej własnej refleksji. Nikt nie może być prawdziwie posłusznym czemuś, co sam ustanowił, czemuś, co jest emanacją jego woli i ostatecznie pozostaje pod jego władzą. [25] Nauczyciel nie jest posłuszny samemu sobie, król nie jest uległy swojej własnej woli. Jak Ratzinger często zauważa w swoich tekstach, prawdziwa liturgia przychodzi do nas przekazana przez łańcuch tradycji, dyktuje nam nasze miejsce, zachwyca nas swoją własną formą i kształtuje nas w zgodzie ze swoją świadomością, kolektywną świadomością Kościoła, nie żadnej konkretnej komisji ani nawet konkretnego papieża. [26]

Drzwi do świętości

Pozwolę sobie na inny przykład. [27] Drzwi są użyteczną rzeczą — pozwalają nam na przechodzenie z jednej przestrzeni do drugiej, jednocześnie utrzymując zewnętrze na zewnątrz, a wnętrze w środku. Jako takie drzwi mogą być pominięte, z wyłączeniem funkcjonalności, jakiej dostarczają. Na ogół nie myślimy o drzwiach, których używamy codziennie w domu czy w pracy. Można powiedzieć, że znajdują się one na peryferiach naszej uwagi, zaledwie na tyle, aby przez nie przejść.

Ale są przynajmniej dwie sytuacje, w których nasze doświadczenie drzwi jest całkiem odmienne. Pierwsze, kiedy udajemy się w ważne miejsce po raz pierwszy — biuro prominentnej osobistości, jak biskupa lub prezydenta, albo dom rodzinny mojego chłopaka lub dziewczyny. Takie drzwi mogą być dość onieśmielające, ponieważ symbolizuje one dla nas barierę, próg, test, punkt bez powrotu. Takie drzwi wydają się mieć osobowość: stanowią wyzwanie, zachęcają do wejścia, albo szepczą, że nie jesteś gotowy i byłoby lepiej, gdybyś zawrócił. Takie drzwi stają się czymś więcej niż zwykłymi drzwiami, są symbolem niewiadomego, znakiem nieznajomej osoby. Drugie doświadczenie to masywne, bogato zdobione drzwi, jakie znaleźć można w wielkich katedrach lub nawet w wielu skromniejszych kościołach z ubiegłych wieków. Zwróć uwagę co się stało. Drzwi, w swoim pochodzeniu rzecz zupełnie utylitarna, teraz stają się rzeczywistością rządzącą się swoimi prawami, stają się Chrystusem, który jest drzwiami, bramą, wejściem. Te drzwi to coś więcej niż drzwi, to coś znaczącego i pięknego w swojej istocie. W swojej dziwnej wspaniałości są nie tylko czymś, przez co po prostu przechodzimy, ale czymś, co bierzemy do siebie przechodząc przez nie, czymś, czemu poświęcamy siebie podczas gdy zostajemy przyjęci. Jeśli, jak we wspaniałych wejściach do średniowiecznych kościołów, obraz Chrystusa jest wkomponowany w drzwi, niejako obejmuje On nas, a my obejmujemy Jego. W tym momencie nie możemy już powiedzieć, że te drzwi są tylko drzwiami. Są znakiem i rzeczywistością, która przekracza swoją użyteczność, jak prawdziwy przyjaciel nie jest tylko użyteczny, ale także uprzejmy i szlachetny.

Jak to wszystko ma się do liturgii? Liturgia nie jest tylko środkiem do celu, ale celem samym w sobie: znakiem i rzeczywistością, jak drzwi. Wymaga od nas i zasługuje na naszą pobożną uwagę i nasze poddanie się jej własnemu językowi, podczas gdy przechodzimy przez nią do niebieskiego Jeruzalem. Kiedy przechodzimy przez liturgię, nie zostawiamy jej za sobą ani nie zapominamy o niej, ale przyswajamy ją, a ona przyswaja nas. Może to zabrzmieć dziwacznie, ale możemy pomyśleć o Kościele jako o jednych wielkich drzwiach do Nieba i w tym sensie nigdy nie przestajemy przez nie przechodzić. Tak samo jest z liturgią. Dlatego też, jak w przypadku wspaniałych drzwi starego kościoła, liturgia także powinna być masywna, rozbudowana i bogato zdobiona. Mówimy, moim zdaniem elokwentnie, o “chodzeniu na Mszę”, tak jakby celem była Msza. Takie stwierdzenie ma w sobie sporo prawdy: powinniśmy chodzić na Mszę i kiedy już na niej jesteśmy, włączamy się w tajemnice, które są przez nią przenoszone i wyrażane. Msza nie powinna być przezroczysta, by stanowić połączenie z Bogiem. W tym sensie drzwi kościoła są jak witraż, a liturgia ma w sobie coś z obu tych rzeczy — nie jak nowoczesne, minimalistyczne drzwi industrialnej manufaktury albo przeszklone powierzchnie.

W języku angielskim funkcjonuje dojmujący idiom “patrzeć przez coś”, oznaczający odsłonięcie pustki lub uwidocznienie pozy. Jeśli możemy “patrzeć przez” liturgię, jeśli nie wprowadza ona symboli i znaków, tak jak witraż albo wspaniałe drzwi, przestajemy ją dostrzegać, zaczynamy uważać za coś oczywistego i w pewnym momencie to my stajemy się jej centrum, jak we wspomnianej analizie Ratzingera dotyczącej złotego cielca. W powstałej w wyniku tego pustce, musimy wymyślać coś kreatywnego, coś co zajmie nas i naszą publikę, albo musimy mocno grać na emocjach, ponieważ nie jesteśmy zanurzeni w pełni i gęstości tradycyjnej, teocentrycznej liturgii. [28] W sposób nieunikniony tego rodzaju wypełnianie pustki lub wypełnianie martwych przestrzeni w pewnym momencie przestaje bawić ludzi, którzy odchodzą, nierzadko na zawsze. Jest to tragiczna konsekwencja nierespektowania dostojeństwa, obcości i wyjątkowości liturgii oraz prób przesunięcia podejścia w stronę poufałości, która jest dla liturgii obca.

Dostępność i nieuchwytność

Przejdźmy teraz do kwestii znudzenia. Nietrudno zauważyć, że totalna dostępność równa się znudzenie. Jednym z powodów, dla których współczesny mieszkaniec Zachodu jest nieszczęśliwy, jest zbyt duża i łatwa dostępność wszelkich dóbr. Jesteśmy zalani jedzeniem i piciem, obładowani ubraniami, żyjemy w komforcie; seksualne podniety są przytłaczająco wszechobecne; możemy dotrzeć gdzie chcemy szybko i łatwo, tylko że nie wiemy dokąd zmierzamy ani po co tam zmierzamy. O co się mamy starać, na co mieć nadzieję, za co cierpieć, za co się poświęcać? Wartość naszych celów spada proporcjonalnie do ich trywialności i łatwości ich osiągnięcia. Czy współczesny człowiek ma transcendentnego Innego, któremu może się poddać, nieuchwytny cel, który go fascynuje i wabi, jest zawsze tuż za rogiem, ale nigdy w zasięgu ręki? Nie, współczesny człowiek jest uwięziony w doczesności, codzienności, przyziemności, przewidywalności, w nieustannej pogoni za zaspokajaniem skończonych potrzeb. To wszystko staje się dość nużące. Nic dziwnego, że chroniczne znudzenie stało się psychologiczną epidemią. Widzimy co się dzieje, gdy stworzenie, stworzone z wiecznej idei i przeznaczone do wieczności, stworzone przez Nieskończonego dla nieskończoności, uwięziło siebie samego w skończoności i tymczasowości.

Jakie są liturgiczne implikacje tej kwestii? To dość proste, liturgia, aby była prawdziwa w stosunku do Boga i w stosunku do człowieka stworzonego na podobieństwo Boga, nie może być w pełni “dostępna”, a próba uczynienia jej taką będzie skutkowała tylko degradacją. Uczynić liturgię oczywistą, łatwą i prostą to sprawić, że przestaje ona być liturgią. Jeśli liturgia zaczyna przystawać do człowieka w jego tymczasowości i skończoności, w tym samym stopniu zaczyna odstawać od Boga i nieśmiertelnej duszy człowieka, stworzonej na obraz Boga. Ta zasada dotyka każdego aspektu liturgii.

Na przykład, muzyka sakralna nie powinna uwypuklać doczesności poprzez mocny, regularny rytm ani skończoności poprzez wpadające w ucho, proste frazy melodyczne. Chorał gregoriański w najwyższym stopniu odpowiada liturgii i służy za najdoskonalszy model muzyki sakralnej, między innymi ze względu na brak akcentowanego metrum, luźny rytm i pełne wdzięku, okrągłe melodie, splecione ze słowami w jedno ciało, pozostawiając za sobą przewidywalne prawidłowości tego świata i przenosząc nas w niebiańską sferę, świat boskiego piękna. Szaty noszone przez kapłanów nie mogą wyglądać jak poliestrowe kotary, które mogłyby wisieć na karniszu w domu zaprojektowanym przez Franka Lloyda Wrighta [amerykański architekt modernistyczny, 1867-1959, przyp. tłum.]. W bogactwie kolorów i wyhaftowanych symboli, w swoim splendorze i wyjątkowości, szaty liturgiczne powinny doprowadzać do granic to, czym ubiór może być, powinny w pełni oddawać znak niewidzialnego ubioru piękna łaski uświęcającej. [29] Naczynia sakralne umieszczone na ołtarzu ofiarowania powinny być wykonane z olśniewających, drogocennych metali, a kielich powinien być inkrustowany kamieniami szlachetnymi, pokryty zdobieniami, grawerunkami i wszystkim, cokolwiek sprawi, że wyróżniał się on będzie jako “ten przesławny kielich”, który nasz Pan weźmie w swoje święte i czcigodne ręce, by napełnić go Jego drogocenną Krwią, “która wszystkich nas Jedną kroplą może obmyć z win i zmaz.” [30] Wszystko w liturgii musi wyrażać najświętszą, transcendentną i szlachetną ofiarę miłości oraz dziękczynienie.

Pozwolę sobie podsumować mój argument przeciwko liturgicznemu racjonalizmowi. Liturgia, która jest w pełni zrozumiała jest nieistotna, ponieważ nie wymaga już od nas zaangażowania w najgłębszą i najpełniejszą odpowiedź, jakiej możemy udzielić, angażując masze zmysły, wyobraźnię, pamięć, intelekt i wolę. Liturgia, która jest zupełnie transparentna staje się niewidoczna i w końcu ignorowana, ponieważ przestaje przykuwać naszą uwagę w tym najważniejszym momencie, w którym niewidzialny Bóg staje się widzialny w nieziemskich znakach i symbolach, tak jak światło, które staje się narracyjne przechodząc przez witraż. Liturgia, która jest w pełni zrozumiała staje się nużąca, gdyż jest zbyt niewymagająca w odbiorze. Jak uczą nas mistycy, Bóg jest naszym suwerennym kochankiem, który zabiega o rodzaju ludzki poprzez długie i niepewne zaloty. My w odpowiedzi gonimy Go z westchnieniem, jękiem i łzami, stale na tropie, łapiąc od czasu do czasu okruchy rozpłomieniające nasze serce. Jeśli wiemy, co robimy, nie ma w tym nic szybkiego, prostego ani nużącego. Liturgia to dożywotnie zaloty, emocjonująca pogoń, eksploracja nowego świata, w którym nie jesteśmy zdobywcami, ale schwytanymi. Liturgia jest naszą ucztą weselną, antycypowaną i na swój sposób już obecną. Ale nawet tego typu metafory są dalece niewystarczające, by opisać tę rzeczywistość, mimo, że sięgają granic języka. To powinno być także naszym doświadczeniem liturgii — tajemnica, która przekracza granice naszego języka, naszych myśli, naszych uczuć, która wabi nas, abyśmy zagłębiali się w nią coraz bardziej.

To właśnie tradycyjne liturgie Kościoła, zarówno wschodniego jak i zachodniego, perfekcyjnie oddają i wypełniają te nieodłączne wymagania i ludzkie potrzeby. Nie są one od razu w pełni zrozumiałe, ale nieprzejrzyste, wielowarstwowe, kosmiczne w swoim zakresie, bogate w paradoks, głoszące niewysłowioną najświętszą ofiarę; nie są transparentne, ale, jak przegroda prezbiterium czy ikonostas, stoją przed nami i wśród nas, pośrednicząc w przekazie niedostępnego Światła. Nie są łatwo dostępne, ale rygorystyczne, wymagające samodyscypliny [31], naszej konwersji do czegoś obiektywnego, znajdującego się na zewnątrz nas, uprzedzającego nas, przewyższającego nas i będącego dla nas normatywnym. Tradycyjna liturgia dyktuje nasz sposób zaangażowania, nie leży w naszych kompetencjach mówienie jej czym powinna być i jak powinna się zachowywać. W tym sensie wielkie liturgie chrześcijańskiej tradycji — Msza Grzegorza Wielkiego, skodyfikowana przez św. Piusa V, ryt ambrozjański, ryt mozarabski święta liturgia św. Jana Chryzostoma albo św. Bazylego Wielkiego — są wyjątkowymi darami przekazanymi przez Boga swojemu Kościołowi na ziemi, poprzez które nasza przemożna potrzeba Boga jest poruszona i zaspokojona, a nieodgadniona “tęsknota” Boga za człowiekiem sięga w dół i woła do nas o odpowiedź, której On oczekuje, o odpowiedź, która jest tak prosta jak Bóg i tak złożona jak człowiek.

Nowe spojrzenie na prostotę i złożoność

Wcześniej wspomniałem o niebezpieczeństwie prostoty i uroku złożoności. Chciałbym to jednak uściślić, ponieważ zarówno prostota jak i złożoność może być dobra lub zła. Jeśli, ze względu na to jak rzeczy zostały zrobione, na pierwszy rzut oka możesz zobaczyć, że Msza jest czynnością ofiarną, w której nasz Pan i Bóg jest obecny i dostępny dla naszej adoracji, to jest to dobra prostota; coś, co jest dostrzegalne dla najmłodszego dziecka i zarazem wywołuje podziw u najstarszego uczestnika. Z drugiej strony, jeśli Msza przywodzi na myśl protestanckie studiowanie biblii połączone z serwisem komunijnym, powodem jest złe uproszczenie. Podobnie, jeśli po zanurzeniu w Mszę czujesz się lekko skołowany jej bogactwem oddziałującym na wszystkie zmysły i myśli, to jest to dobra złożoność. Ale jeśli na Mszy występuje wiele niespójnych i przeszkadzających elementów, sprawiających, że ledwo możesz się modlić i czekasz tylko na koniec, to jest to przykład złej złożoności.

Kluczem do takiego rozróżnienia jest rozważenie różnicy pomiędzy racjonalizmem, który sprowadza wszystko w dół do naszego poziomu, a mistycyzmem, który wznosi nas ku boskości. Pierwsze podejście próbuje racjonalizować rzeczywistość, aby móc ją kontrolować, próbuje zamknąć transcendentną tajemnicę w zgrabne formuły, bezustannie mówi, jak gdyby do stworzenia obrazu wieczności wystarczyło odpowiednio wiele słów. Stara liturgia rozumie to lepiej [32]: ksiądz modlący się przy ołtarzu, przede wszystkim zwracający się do Boga w imieniu wszystkich zgromadzonych; schola śpiewająca antyfony i psalmy; unoszące się kadzidło i dźwięk dzwonków; wierni śledzący mszały lub modlący się na różańcach, śpiewający Credo, albo po prostu patrzący i pozwalający swoim duszom być prowadzonymi przez obrazy, dźwięki, ruchy — wszyscy są zjednoczeni w tej złożonej prostocie i prostej złożoności świętych misteriów, które są zawsze daleko poza nami, a jednocześnie tuż obok nas i w nas, jednocześnie transcendentne i immanentne.

Wielu dzisiejszych katolików jest jednak nękanych nazbyt uproszczoną prostotą (banalność czysto ludzkich aktywności, niewykwalifikowanych i przypominających bazar) połączoną ze zbyt złożoną kompleksowością (język, szczególnie gdy stara się być zrozumiałym sam przez się, często dekoncentruje i stanowi barierę utrudniającą zrozumienie istoty rzeczy). Dlatego, paradoksalnie, współczesna praktyka liturgiczna, nadmiernie nalegając na zrozumiałość,  ponownie wprowadza niezrozumiałość. Gadatliwość zagłusza Słowo; chmura niezdyscyplinowanych emocji przesłania boskie światło. [33] W przeciwieństwie do intencji deklarowanych przez reformatorów (“upraszać, upraszczać”), w praktyce złożoność nigdy nie zostaje zredukowana do ascetycznej i duchowej prostoty. Ratzinger wskazuje na istotę tego problemu:

Coraz wyraźniej możemy obserwować budzące niepokój zubożenie, które ma miejsce, kiedy ludzie pokazują pięknu drzwi i poświęcają się utylitaryzmowi. Doświadczenie uczy, że cofnięcie się do podejścia “zrozumiałe dla wszystkich”, przyjęte jako jedyne kryterium, w praktyce nie czyni liturgii bardziej zrozumiałej i bardziej otwartej, a jedynie ją zubaża. “Prosta” liturgia nie oznacza kiepskiej albo taniej liturgii: można rozróżnić prostotę banału i prostotę płynącą z duchowego, kulturowego i historycznego bogactwa. [34]

Albo, jak zauważa ojciec Mark Kirby, przeor benedyktyńskiego klasztoru Matki Boskiej z Cenacle w Irlandii:

Istnieje zimna, racjonalna i ogólnie “zbyt dojrzała” forma religii, która nie odpowiada dłużej potrzebom serca. Zimna i przeintelektualizowana, jest obca duchowi Ewangelii, ponieważ jest zbyt oderwana od rzeczy, które dzieci potrzebują i rozumieją. W przeciągu ostatnich pięćdziesięciu lat w wielu miejscach można zaobserwować wprowadzanie nowego ikonoklazmu, elitarnej religii bez ciepła, religii dla mózgu, pozostawiającej niewiele dla serca, religii ogołoconej z obrazów i wypranej ze świętych symboli, które penetrują głęboko te miejsca ludzkiej osoby, do których wykład nie może dotrzeć. [35]

Klasyczna liturgia jest prosta w swojej głębi, zawierającej kompleks słów, obrazów, gestów, pieśni i ciszy; jest prosta w sposób, w jaki żywe zwierzę jest proste, pomimo niewyobrażalnej wielości elementów, ponieważ jest jedną całością, wyraźną, organiczną jednością, spójnym ośrodkiem działania i cierpienia.

Nowa Ewangelizacja

Wszystko to może brzmieć jak teoretyczne rozważania, ale w rzeczywistość ma doniosłe praktyczne konsekwencje dla codziennego życia i misji Kościoła we współczesnym świecie. “Sposób traktowania liturgii determinuje los wiary i Kościoła”, stwierdza kardynał Ratzinger. [36] Humanizm, racjonalizm, archeologizm, utylitaryzm, modernizm i inne -izmy, na bazie których pracowali moderniści lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, wydały liturgię nieadekwatną do swojej własnej teologicznej esencji, niedorównującą swojemu ascetyczno-mistycznemu powołaniu i wyobcowaną ze swojego kulturowego dziedzictwa. Ta nowoczesna liturgia, w sposób, w jaki jest dziś powszechnie celebrowana i doświadczana, odzwierciedla i wpaja antropocentryczną wizję kultu, który jest duchowo niszczący, ponieważ odbiega od ewidentnie teocentrycznego, Chrystocentrycznego i duchowego charakteru kultu przekazanego nam przez tradycję. To z kolei będzie w dalszym ciągu osłabiało wewnętrzną spójność Kościoła, szpeciło piękno jego twarzy, uszczuplało jego doktrynalną wierność, ograniczało rozszerzanie i intensywność jego świętości i zmniejszało skuteczność jego wysiłków misyjnych. Kardynał Burke stwierdza z żalem:

Jeśli święta liturgia jest celebrowana w sposób antropocentryczny, horyzontalny, w którym nie jest dłużej oczywiste, że jest to czynność sakralna, staje się ona czynnością socjalną, która może ulegać relatywizacji, jak wszystko inne — nie ma trwałego wpływy na życie jednostek. [37]

Z drugiej strony, w miarę jak tradycyjne ryty liturgiczne i ich duchowość są przywracane i zaczynają zajmować coraz bardziej doniosłe miejsce w życiu wiernych, szkody ostatnich pięćdziesięciu lat będą mogły być odwracane, hart ducha rozwijany na nadchodzące prześladowania, a niesamowita energia ewangelizacyjna krzewiona i uwalniana. [38]

Biskup Atanazy Schneider elokwentnie wyraził prawdziwe priorytety, przed którymi Kościół dzisiaj stoi:

Tylko na bazie adoracji i oddawania Bogu czci Kościół może w odpowiedni sposób głosić słowa prawdy, to znaczy ewangelizować. Dlatego wszystko, co dotyczy liturgii, Mszy świętej, musi służyć jasnemu wyrażaniu rzeczywistości ofiary Chrystusa, to jest modlitw adoracji, dziękczynnych, ekspiacyjnych i proszalnych, które wieczny Najwyższy Kapłan przedstawia Swojemu Ojcu. Jak możemy nawracać innych, podczas gdy wśród samych głoszących nie nastąpiła jeszcze przekonująca konwersja ku Bogu, wewnętrznie ani zewnętrznie? [39]

Biskup Dominik Rey, którego cytowałem na początku tego wykładu, ujął to w ten sposób: “Chciałbym jasno dać do zrozumienia, że Nowa Ewangelizacja musi być ufundowana na wiernej i owocnej celebracji liturgii świętej, takiej, jaką otrzymaliśmy od Kościoła poprzez tradycję, zarówno wschodnią jak i zachodnią”. [40]

To, bracia i siostry, jest dobra wiadomość: Bóg, najpierw nas ukochawszy, dał nam, w rozmaitych tradycjach, optymalne sposoby odpowiedzenia Mu w miłości — czynność, którą możemy wykonać tylko przez Niego, z Nim i w Nim. To jest wielki dar świętej liturgii. To dlatego ponowne odkrycie tradycyjnej Mszy, ze wszystkimi jej unikalnymi właściwościami, jest decydujące zarówno dla reewangelizacji katolików, jak i w dzieleniu się Ewangelią z niewiernymi; dzielenie się leży w samym sercu Ewangelii, samo w sobie jest potężnym narzędziem nawracania i bez niego wpadamy w niebezpieczeństwo mówienia o Dobrej Nowinie, zamiast wtajemniczania ludzi w nią jako w żyjącą komunię z Chrystusem.

Pomyślmy o tym w ten sposób: ateista z ciekawości przychodzi do kościoła. Co tam zastanie? Czy zostanie wyrwany ze swojego samozadowolenia “szokiem piękna”? [41] Albo protestant zastanawiający się o co chodzi w katolickiej Mszy i decydujący się na pójście do kościoła w niedzielę. Czy będzie przytłoczony w konfrontacji z majestatem i tajemnicą Chrystusa w Jego świętym sanktuarium, egzystencjalnym kontaktem z czystą świętością? Z przykrością trzeba stwierdzić, że jeśli naszemu ateiście albo protestantowi zdarzy się wybrać losowy kościół katolicki, istnieje duże prawdopodobieństwo, że zostanie on odepchnięty przez banalność, albo zdziwiony, jak taka religia może przetrwać swoje konanie. Albo załóżmy, że podzieliliśmy się słowem prawdy z naszym sąsiadem; z Bożą pomocą na nowo rozpaliliśmy iskrę wiary w niepraktykującym katoliku, albo zaczęliśmy obiecującą przemianę w niewierzącym. Do czego docelowo ich zapraszamy? Nasza wiara to coś znacznie większego niż książka, zestaw propozycji, plan na życie albo społeczność. Chcemy, aby zaczęli oni w pełni żyć w Chrystusie, Słowie, które stało się ciałem. Chcemy, aby dostrzegli chwałę jednorodzonego Syna Ojca, pełnego łaski i prawdy; chcemy aby doświadczyli “świętych, najczystszych, nieśmiertelnych, niebańskich, życiodajnych i wspaniałych tajemnic Chrystusa”. [42] Gdzie i jak ma się to stać? Czy mamy coś prawdziwie zachwycającego, prawdziwie satysfakcjonującego, do czego możemy ich zaprosić? Coś, co może rozpalić ich serca i wznieść ich umysły ku niebu, jak nasze? Jeśli nasza liturgia nie jest taka, jaką powinna być, ewangelizacja nie ma realnego punktu końcowego w zasięgu wzroku. [43]

Dokąd nas to zaprowadzi?

Monsinior Ignacio Barreiro wypowiada się w otrzeźwiających słowach:

Tylko człowiek zakorzeniony ma przyszłość. Część problemu współczesnego człowieka wynika z odcięcia się od własnych korzeni i własnej przeszłości, nie może on dłużej projektować swojej przyszłości. Człowiek, bez odziedziczonych ram odniesienia, nie jest nawet w stanie w pełni zrozumieć teraźniejszości, w której żyje. Próba osiągnięcia wolności przez ucieczkę od jarzma tradycji na ogół skutkuje nowym zniewoleniem przez chaotyczną teraźniejszość.[44]

Ta obserwacja, jednak, niesie także pewną nadzieję, jeśli weźmiemy ją sobie do serca. “Tylko człowiek zakorzeniony ma przyszłość”: musimy odzyskać nasze korzenie, odzyskać łączność z nimi, aby zacząć przynosić więcej owoców.

Oczywiście, fakt, że liderzy Kościoła wytworzyli lub dopuścili do takiej katastrofalnej sytuacji jest bardzo niepokojący. Jednakże bylibyśmy winni wielkiej naiwności, gdybyśmy nie zwrócili uwagi na ogrom zamieszania, jakie trapiło Kościół w rozmaitych czasach na przestrzeni jego dwutysiącletniej pielgrzymki; zdrada biskupów podczas kryzysu ariańskiego, moralna degeneracja papiestwa w Ciemnych Wiekach, światowość renesansowego Rzymu, z żyjącymi po królewsku papieżami, olbrzymie błędy dokonane w czasie rewolty protestanckiej i poddanie się uwodzącej sile Oświecenia. Wszystko to są znaczące epizody w historii Kościoła, które uczą nas, jak wiele ignorancji, błędów i grzechów Bóg, w swojej nieprzeniknionej Opatrzności, może dopuścić, aby wypróbować swoich świętych. [45]

Poważne zamieszanie jest możliwe wśród wiernych, jak mogliśmy zaobserwować w słynnej scenie z Dziejów Apostolskich, kiedy św. Paweł zapytał grupę uczniów w Efezie: “czy otrzymaliście Ducha Świętego, gdy przyjęliście wiarę?” A oni odpowiedzieli: “Nawet nie słyszeliśmy, że istnieje Duch Święty” [46] Oczywiście, ktokolwiek głosił im Dobrą Nowinę, nie przeprowadził katechizacji w sposób gruntowny. To samo może mieć miejsce dzisiaj: “czy otrzymaliście świętą Tradycję, gdy przyjęliście wiarę?” “Nawet nie słyszeliśmy, że istnieje katolicka Tradycja — nikt nam nie powiedział. Nie wiedzieliśmy, że istniała wielka, uroczysta, rozmodlona forma mszy przed Drugim Soborem Watykańskim — nikt nam jej nigdy nie pokazał.” Rolą dzisiejszych apostołów jest przyniesienie ludziom, wierzącym i niewierzącym, wszystkich bogactw Chrystusa oraz Kościoła, prowadzącego długie i owocne życie w Chrystusie. Nie powinniśmy osądzać błądzących ani ignorantów; powinniśmy być dla nich miłosierni poprzez kochanie ich na tyle, aby troszczyć się, by usłyszeli, dotknęli, posmakowali, powąchali i zobaczyli piękno. Właściwie, jak mówi św. Augustyn, powinniśmy zacząć nasze uczynki miłosierdzia od okazania miłosierdzia sobie samemu. [47] Jesteśmy biedni i głodni, słabi, ślepi i głusi; to dla naszej korzyści Chrystus nie szczędzi poprzez swój Kościół obfitości duchowego pokarmu. Dlatego naszym obowiązkiem jest zanurzenie się w tym skarbcu i, kiedy zostaniemy wzmocnieni pokarmem królów, przyprowadzenie innych na ten sam bankiet.

Jeśli już uczestniczyłeś w tradycyjnej Mszy, poznaj liturgię lepiej. Śledź przebieg Mszy (przynajmniej czasami) w podręcznym mszaliku: jeśli chodzi o modlitwę ustną albo myślną, nigdzie nie znajdziesz nic bogatszego i bardziej wartego medytacji niż modlitwy mszalne, włącznie z tymi, które celebrans odmawia po cichu i prywatnie. Jeśli uczestniczyłeś przede wszystkim we Mszy Cichej, spróbuj znaleźć Mszę Uroczystą lub Mszę Solenną. Potrzebujemy zarówno Mszy Cichej dla jej spokoju, jak i Mszy Uroczystej dla jej glorii — wyrażają one oba aspekty pieśni aniołów: “Chwała na wysokości Bogu” (Msza Uroczysta), “a na Ziemi pokój ludziom dobrej woli” (Msza Cicha) — ale nie można zaprzeczyć, że liturgia rzymska do swojej pełni potrzebuje pełnego ceremoniału i muzycznego splendoru. Przeczytaj dobrą książkę o Mszy. Jest wielu wspaniałych, porywających i pouczających autorów, których warto czytać — Ratzinger, Guardini, Fortescue, Davies, Mosebach, Dobszay, Mahrt, Lang, Reid. Niektórzy z was zapewne wiedzą, że jestem autorem książki Odrodzenie w samym środku kryzysu: święta liturgia, tradycyjna Msza i odnowienie Kościoła, która omawia bardziej dogłębnie tematy, które zarysowałem dzisiejszego wieczora. Nie wstydź się zaprosić znajomych i rodzinę na tradycyjną Mszę, aby wprowadzić ich w ten skarb naszej wiary. Powiedz im, żeby się nie martwili, jeśli na początku nie nadążają, i że to przyjdzie z czasem. Z drugiej strony, jeśli jeszcze nie byłeś na starej mszy, albo uczęszczasz rzadko, wyświadcz sobie przysługę i zanurz się w nią.

Nowa Ewangelizacja zaczyna się od mojego i twojego nawrócenia. Jak mówi arcybiskup Alexander Sample z Portland: “Jeśli jesteśmy przemieni przez świętą liturgię, wtedy, jako wierni, możemy pomóc przemieniać kulturę”. [48] Pozwólmy sobie zasiąść w ławach szkoły starej mszy, szkoły niezliczonych świętych, aby kształtowała nasze umysły i serca, karmiła nas i przygotowywała do pracy, do której Bóg nas powołuje. Jest moją nadzieją, modlitwą i przekonaniem, że dostrzeżecie jak tradycyjna msza jest jednym z pewniejszych środków ku uczynieniu Chrystusa naszym królem i ku ponownemu rozkwitowi wiary w samym środku naszego współczesnego pustkowia.


Tłumaczenie: Marcin Molenda
Zdjęcie: http://www.onepeterfive.com/author/pkwasniewski/


Przypisy

[*] Podziękowania dla Dr. Joseph Shaw, Christopher Owens, Fr. Thomas Kocik i Fr. Samuel Weber, O.S.B., za komentarze do wcześniejsze wersji tego wykładu.

[1] Bardzo dobry esej na ten temat został napisany przez Dr. Tracey Rowland, “The Usus Antiquior and the New Evangelisation,” w The Sacred Liturgy: Source and Summit of the Life and Mission of the Church, ed. Alcuin Reid (San Francisco: Ignatius Press, 2014), 115–37. To wydanie zawiera szereg artykułów istotnych dla naszego tematu. Zobacz także Bishop Athanasius Schneider, “The Extraordinary Form and the New Evangelization,” in The Latin Mass, vol. 21, n. 2 (Summer 2012): 6–10; dostępne także pod adresem http://pblosser.blogspot.com/2012/10/the-extraordinary-form-and-new.html. Zainteresowanych tematem odsyłam do mojej książki Resurgent in the Midst of Crisis: Sacred Liturgy, the Traditional Latin Mass, and Renewal in the Church (Kettering, OH: Angelico Press, 2014).

[2] Zobacz Susan Benofy, “The Day the Mass Changed,” Part 1: http://www.adoremus.org/0210Benofy.html; Part 2: http://www.adoremus.org/0310Benofy.html.
Jak dla mnie nietrafiony jest argument, że duże zmiany (msza verus populum, faktyczne porzucenie łacińskiego chorału gregoriańskiego) nie miały mandatu Drugiego Soboru Watykańskiego i nie są wymagane przez Novus Ordo Missae, który w swoich rubrykach dopuszcza celebrację w zgodzie z tradycją. Oczywisty jest fakt, że od roku 1965 modernistyczny sposób celebracji liturgii był wprowadzany przez najwyższe autorytety i narzucany wiernym bez poważnego traktowania czegoś, co papież Benedykt XVI nazwał później “hermeneutyką ciągłości” (postsynodalna ekshortacja apostolska Sacramentum Caritatis, punkt 6). Papież Paweł VI stwierdził w swojej audiencji generalnej 29 listopada 1969, że “święta” łacina i “niezrównany” chorał gregoriański zostały poświęcone na rzecz trafienia do nowoczesnego człowieka. W rezultacie liczba kościołów w poszczególnych krajach, które utrzymały łacinę i chorał gregoriański w rycie Novus Ordo spadła niemal do zera. Na przestrzeni dekad sposób celebracji nowej mszy zubożał, zerwał z kontynuacją i uległ wielu nadużyciom. Msze Uroczyste w rycie Novus Ordo w oratoriach w Londynie, Toronto czy Wiedniu należą do chlubnych wyjątków potwierdzających regułę. Tak niestety od długiego czasu wygląda rzeczywistość, i tak będzie wyglądała, dopóki ruchy tradycyjne nie zdobędą przewagi liczebnej (co z punktu widzenia demografii nie jest niemożliwe w dłuższej perspektywie), albo na Stolicy Piotrowej nie zasiądzie papież chętny reformom, albo obie te rzeczy jednocześnie.

[3] Dla stanu na rok 2013 zobacz: http://reginamag.com/update-latin-mass-america-today (accessed August 19, 2015).

[4] Ponadto przypadkowe świadectwa jak również faktyczne badania sugerują, że proporcja mężczyzn i kobiet w tradycyjnych wspólnotach jest bardziej zrównoważona, niż w regularnych wspólnotach parafialnych, gdzie kobiety wyraźnie przeważają. Więcej informacji: FIUV Position Paper 26, “The Extraordinary Form and the Evangelisation of Men,” and resources available at the weblog of Dr. Joseph Shaw, President of the Latin Mass Society of England and Wales.

[5] List do biskupów, 7 Lipiec 2007. Kardynł Antonio Cañizares Llovera, kiedy był jeszcze prefektem Kongregacji Kultu Bożego, pisał w podobnym tonie w 2013:
“Motu proprio stworzyło także fenomen, który dla wielu jest zadziwiający i jest prawdziwym ‘znakiem czasów’: zainteresowanie nadzwyczajną formą wzrasta, szczególnie wśród młodych, którzy nigdy nie doświadczyli jej jako formy zwyczajnej i to pokazuje głód “języków”, które nie są tylko “większą ilością tego samego”, a także wzywa nas do nowych i dla wielu proboszczów niespodziewanych horyzontów. Udostępnienie liturgicznego bogactwa Kościoła dla wszystkich wiernych umożliwiło odkrycie wszystkich skarbów i dziedzictwa dla tych, którzy nawet o nich nie wiedzieli — wśród nich ta liturgiczna forma wzbudza wiele kapłańskich i religijnych powołań na całym świecie.

[6] Moja odpowiedź na znane zastrzeżenie, że reforma liturgiczna Pawła VI przyniesie nową wiosnę tylko jeśli będzie “prawidłowo zaimplementowana” jest zawarta w przypisie 2.

[7] Biskup Dominique Rey, “Introduction,” in Reid, Sacred Liturgy: Source and Summit, 15–16. Francis Altiere podaje elegancką jednozdaniową definicję ewangelizacji: “Ewangelizacja znaczy pomaganie praktykującym katolikom wzrastać w świętości; pomaga niepraktykującym katolikom powrócić do życia sakramentalnego; pomaga nie-katolikom stać się katolikami”  (Mass of the Ages, issue 185 [Autumn 2015], 10).

[8] Więcej przykładów: Carl Wolk, “The Flight to Eternal Rome and the Mass of the Revolution,” OnePeterFive, June 11, 2015; James Kalb, “What the Traditional Mass Means to Me,” Crisis Magazine, December 4, 2014; “Finding What Should Never Have Been Lost: Priests and the Extraordinary Form,” The Catholic World Report, August 19, 2014; Anne M. Larson, ed., Love in the Ruins: Modern Catholics in Search of the Ancient Faith (Kansas City: Angelus Press, 2009). It is a fertile field for research if someone is looking to identify subjective or experiential factors in the resurgence of the traditional Latin Mass.

[9] Mass of the Ages, issue 185, 9.

[10] Mass of the Ages, issue 182 (Winter 2014), 8. Philip Dillon.

[11] “An Atheist’s Conversion to Catholicism, the Traditional Liturgy, and Young Adults” (accessed August 20, 2015), napisane pod pseudonimem Zita Mirzakhani.

[12] Emily Stimpson, “Singing for God,” Franciscan Way, Summer 2015, p. 5.

[13] Mass of Ages, issue 185 (Autumn 2015), p. 11.

[14] Mass of the Ages, issue 180 (Summer 2014), p. 8. Timothy Whitebloom.

[15] Mass of the Ages, issue 183 (Spring 2015), 7. J. Mackenzie, konwertyta z anglikanizmu

[16] Zwróć uwagę jak to się ma do tego co jest najbardziej potrzebne, najbardziej zaniedbane a nawet najbardziej wyśmiewane w dzisiejszych czasach.

[17] Co mam na myśli: woda zmywa brud z ciała; dlatego chrzest, który zmywa grzech z duszy jest dokonany przy pomocy wody, i ta woda, razem ze słowami, prawdziwie oczyszcza duszę. Podobnie, chleb i wino odżywiają ciało, dlatego Eucharystia, która odżywia duszę jest nam dana pod postaciami chleba i wina. W języku scholastyki mówimy, że sakrament skutkuje tym, co oznacza.

[18] Aidan Nichols, O.P., Looking at the Liturgy: A Critical View of Its Contemporary Form (San Francisco: Ignatius Press, 1996), esp. ch. 2, “The Importance of Ritual,” 49–86.

[19] Jak powiedział św. Augustyn: “Si comprehendis, non est Deus” (Kazanie 117, PL 38:663)—“Jeśli możesz pojąc to swoim umysłem, to nie jest Bóg”

[20] Wyznania, tłum. Frank Sheed, ed. Michael P. Foley (Indianapolis: Hackett, 2006), Bk. 10, ch. 27, p. 210.

[21] “Gęstość” jest zapożyczona od C. S. Lewisa, który przeciwstawił sobie “gęste” i “klarowne” religie i argumentował, że prawdziwa religia musi zawierać obie właściwości, zobacz: “Christian Apologetics,” in God in the Dock: Essays on Theology and Religion, ed. Walter Hooper (Grand Rapids: William B. Eerdmans, 1970), 101–3. For further discussion, see Thomas Storck, “Catholicism: The Perfection of Religion,” in Homiletic & Pastoral Review, 99.11–12 (August/September 1999): 7–12

[22] Ta wewnętrzna odpowiedź jest podstawowym elementem aktywnego uczestnictwa. Jeśli wewnętrzna odpowiedź jest obecna, nie wymaga ona zewnętrznego wyrazu, jednak często będzie odnosiła z niego korzyść. Jeśli brak wewnętrznej odpowiedzi, żadne zewnętrzne akcje nie mogą jej zastąpić.

[23] Jest to ćwiczenie dla ćwiczenia, raczej niż ćwiczenie dla powodowania konkretnego efektu.

[24] Joseph Ratzinger, The Spirit of the Liturgy, trans. John Saward (San Francisco: Ignatius Press, 2000), 22–23.

[25] Przypomina mi to konwersację z ojcem Louisem Bouyerem, który powiedział, że nigdy nie użyłby drugiej Modlitwy Eucharystycznej, a zapytany dlaczego odparł: “Bo ją napisałem!”

[26] Stara msza nie jest mszą św. Grzegorza Wielkiego, św. Piusa V albo św. Jana XXIII w taki sposób w jaki nowa msza jest mszą Pawła VI. Co więcej, nigdy dotychczas w Kościele nie było czasu, kiedy liturgia byłaby rozczłonkowana na elementy, które są opracowywane w podkomisjach a następnie złączone w całość w sposób pokazujący szwy.

[27] Z przyjemnością uznaję mój dług wobec Romano Guardiniego za jego mistrzowskie potraktowanie metafizyczno-psychologicznego aspektu języka symboli; zobacz Sacred Signs, trans. Grace Branham (St. Louis: Pio Decimo Press, 1956; available in reprinted form here).

[28] Józef Ratzinger skomentował to w ten sposób: Jeśli liturgia zaczyna jawić się przede wszystkim jako warsztat naszej aktywności, wtedy to, co najważniejsze zostaje zapomniane: Bóg. W liturgii nie chodzi o nas, ale o Boga. Zapomnienie o Bogu jest nadchodzącym niebezpieczeństwem naszych czasów. Sprzeciwiając się temu liturgia powinna ustanawiać znak obecności Boga (Preface to Alcuin Reid, The Organic Development of the Liturgy, 2nd ed. [San Francisco: Ignatius Press, 2005], 13). Jednowymiarowe teksty i ceremonie wyrażają coś co wygląda na powierzchowny przekaz (czasem jest powierzchowny, czasem nie, ale to sposób komunikacji ma decydujące znaczenie: “medium jest przekazem”). Naturalną reakcją człowieka na powierzchowność w istotnej kwestii jest próba dodania większej ilości znaczenia, uczuć, powagi. To dokładnie w takich wrogich środowiskach znajdujemy inwazję obcych praktyk, takich jak chroniczna improwizacja, świeckie czytania, liturgiczne tańce, rockowa lub popowa muzyka, specjalne światła, ekrany video i pseudo symbole (np. ślubna ceremonia piasku). Żadne z tych “ulepszeń” nie byłoby potrzebne, gdyby liturgia robiła to, co do niej należy, tak, aby uczestnicy byli przywiedzeni przed oblicze Boga.

[29] Jestem, oczywiście świadomy, że szaty, jak inne elementu używane w liturgii, miały dość skromne i utylitarne korzenie w pierwotnym Kościele i że punkt widzenia, który wyraziłem jest zdecydowanie średniowieczny, a nawet barokowy. Jednakże, ponieważ akceptuję bez sprzeciwu zasadę organicznego rozwoju, zgodnie z którą liturgia jest wzbogacana na przestrzeni wieków, tak jak sam Kościół, i pod natchnieniem Ducha Świętego internalizuje i coraz lepiej rozumie duchowe znaczenie świętych tajemnic, uważam za błąd, a nawet za herezję sugestię, jakoby powinniśmy wziąć mgliste wyobrażenia starożytnego chrześcijaństwa z czasów podziemnej, prześladowanej wspólnoty, jako normatywny wzorzec dla współczesnego Kościoła. Ten błąd został słusznie nazwany przez papieża Piusa XII archeologizmem, jednak architekci reformy liturgiczne notorycznie odnosili się do tej zasady, jak również do źle pojmowanych wymogów ekumenizmu aby usprawiedliwić najbardziej oburzające akty wandalizmu.

[30] św. Tomasz z Akwinu,  Adoro te devote.

[31] Oczywiście historycznie najświętsza ofiara mszy nie była dostępna dla osób z zewnątrz, ani nawet dla katechumenów, tylko dla wtajemniczonych: to była kulminacja tego co chrześcijanie robili, nie pierwsza rzecz, którą robili — święty ryt strzeżony jak największa tajemnica. Wraz z postępującą chrystianizacją Europy, coraz bardziej publiczna celebracja liturgii była nieunikniona, a od czasów rewolucji protestanckiej mogła funkcjonować jako istotna zachęta do nawrócenia, jak przypomina papież Benedykt XVI.

[32] Istotnie, papież Paweł VI wydawał się był wiedzieć lepiej; w swojej ekshortacji apostolskiej Evangelii Nuntiandi pisze w następujący sposób: “Wszyscy jesteśmy świadomi, że współczesny człowiek jest przepełniony słowami; często jest zmęczony słuchaniem i co gorsza, nieczuły na słowa. Jesteśmy także świadomi, że psychologowie i socjologowie wyrażają pogląd, jakoby współczesny człowiek wyszedł poza cywilizację słowa, które jest teraz nieefektywne i bezużyteczne i że żyje on dzisiaj w cywilizacji obrazu.” To zostało powiedziane w 1975, pięć lat po wprowadzeniu rytu, którego gadatliwa dydaktyka i wyeliminowanie większości niewerbalnych symboli są dziś równie boleśnie przestarzałe jak architektura tamtego okresu.

[33] T. S. Eliot’s Four Quartets, ‘East Coker,’ V (accessed at http://oedipa.tripod.com/eliot-2.html, September 2, 2015); for “deifying light,” see the Holy Rule of St. Benedict, Prologue: “Let us open our eyes to the deifying light.”

[34] The Ratzinger Report, trans. Salvator Attansio and Graham Harrison (San Francisco: Ignatius Press, 1985), 128.

[35] Dom Mark Daniel Kirby, O.S.B., Vultus Christi weblog, May 21, 2008 (http://vultus.stblogs.org/2008/05/evviva-santa-rita.html, accessed August 24, 2015).

[36] Joseph Ratzinger, A New Song for the Lord, trans. Martha M. Matesich (New York: Crossroad, 1997), ix; my translation, which is from Bp. Athanasius Schneider’s talk “The Extraordinary Form and the New Evangelization,” differs slightly from Matesich’s.

[37] “The Wanderer Interviews His Eminence Raymond Cardinal Burke,” Don Fier, February 2, 2015 (accessed August 20, 2015).

[38] Nie powiedziałbym, że nowoczesny Ryt Rzymski, albo jakiś rodzaj “reformy reformy” nie może mieć udziały w tym procesie skruchy i restauracji, ale jestem przekonany, że nie będzie to wiodąca rola.

[39] Schneider, “The Extraordinary Form and the New Evangelization.”

[40] “Introduction,” in Reid, Sacred Liturgy: Source and Summit, 15–16.

[41] Zobacz Pope Benedict XVI’s Address to Artists, November 21, 2009.

[42] Liturgia św. Jana Chryzostoma

[43] Jest to dobrze oddane w Propozycji 35 Finalnej Listy Propozycji z XIII Zwyczajnego Zgromadzenia Synodu Biskupów: “Godna celebracja świętej liturgii, najcenniejszego daru od Boga dla nas, jest źródłem i najwyższym wyrazem naszego życia w Chrystusie (Sacrosanctum concilium, 10). Dlatego jest ona podstawowym in najsilniejszym środkiem wyrazu nowej ewangelizacji. Bóg pragnie zamanifestować nieporównywalne piękno Jego niezmierzonej i nieodwołalnej miłości do nas za pośrednictwem świętej liturgii, a my pragniemy użyć wszystkiego co tylko dostępne dla wyrażenia adekwatnej odpowiedzi na ten dar.”

[44] Msgr. Ignacio Barreiro Carámbula, “Sacred Liturgy and the Defense of Human Life,” in Reid, Sacred Liturgy: Source and Summit, 384.

[45] H. J. A. Sire, Phoenix from the Ashes: The Making, Unmaking, and Restoration of Catholic Tradition (Kettering, OH: Angelico Press, 2015).

[46] Zobacz Dz 19:1–7.

[47] Zobacz City of God, Bk. 10, ch. 6; Sermon 106 on Luke 11:39, n. 4.

[48] “Bishop Sample: ‘Transformed by the Liturgy, Transforming the Culture,’” Anna Abbott, National Catholic Register, March 8, 2013 (accessed August 24, 2015).



Ofiarujmy się Matce Najświętszej – reprotaż z Tradiclaromontana2015

Dokonuje się prawdziwa zmiana - wywiad z przełożonym benedyktynów z Nursji

$
0
0
Wywiad z ojcem Cassianem Folsomem, przełożonym „włoskiego Fontgombault”, benedyktyńskiego klasztoru w Nursji, gdzie urodził się ojciec i patron chrześcijańskiej Europy -  św. Benedykt.

Autor tej kolumny uczestniczył w lipcu w pierwszej włoskiej pielgrzymce Summorium Pontificum, którą można by opisać ogólnie jako swego rodzaju odprysk dorocznej pielgrzymki organizowanej poprzez międzynarodowe stowarzyszenie organizujące pielgrzymkę Populus Summorum Pontificum dla uczczenia wydania motu proprio, które zliberalizowało dostęp do liturgii używanej przed Soborem Watykańskim II. Ta trzydniowa pielgrzymka odbyła się w Nursji we współpracy z mnichami lokalnego klasztoru benedyktyńskiego, którzy życzliwie udzielili wszelkiej możliwej pomocy, nie tylko w ramach liturgicznych celebracji, ale  także organizacyjnie, zapewniając nawet zakwaterowanie.
Benedyktyński klasztor w Nursji, który może być uznany za włoski odpowiednik francuskich Fontgombault i Le Barroux, jest kierowany przez urodzonego w USA ojca Cassiana Folsoma OSB, który odnowił klasztor w duchu tradycyjnej reguły, czego konsekwencją jest też celebracja tradycyjnej liturgii.
Szczególna rola odgrywana przez ojca Cassiana i jego współbraci w promowaniu tradycyjnej liturgii jest nie do przecenienia, co przejawia się się między innymi w regularnym uczestnictwie w sympozjach i konferencjach na całym świecie.
Przy okazji wspomnianej pielgrzymki, ojciec Cassian zgodził się porozmawiać o aktualnych trendach i rozwoju w świecie tradycyjnych katolików. 

Często bywa ojciec głównym mówcą i/albo gościem specjalnym na konferencjach lub sympozjach poświęconych tradycyjnej liturgii. Czy mógłby ojciec powiedzieć coś tych, które miały miejsce ostatnio?

Na dorocznej akademickiej konferencji Summorum Pontificumw Rzymie w połowie czerwca 2015 postanowiłem się zająć wyrażeniem zawartym w motu proprio, gdzie papież Benedykt mówi, iż w wyniku jego stanowczej decyzji o przywróceniu starego rytu są teraz dwie formy jednego rytu łacińskiego, które są częścią jednego prawa wiary, a nie dwóch. I siłowałem się z tym sformułowaniem, próbując zrozumieć jak mogłyby istnieć dwa prawa modlitwy przy jednym prawie wiary. To wszystko wychodzi od pochodzącego z V wieku sformułowania; legem credendi statut lex orandi, zawartej w dzieleIndiculus autorstwa Prospera z Akwitanii
Był on sekretarzem papieża Leona Wielkiego, gdy spierano się o łaskę. W każdym bądź razie, mówiłem o tym problemie teologicznym, trochę się z nim pomocowałem i, jak mam nadzieję, podałem rozwiązanie.

Jakie więc jest to rozwiązanie?

Cóż, ten krótki wywiad może być niewystarczający aby przeprowadzić pełen wywód, potrzebowałem pół godziny aby to wyjaśnić, ale mogę przedstawić tutaj małe streszczenie. Gdy mówimy o wierze, istnieją dwa poziomy. Pierwszy to nasze zwykłe doświadczenie wiary, nasza modlitwa, intuicje odnośnie Bożej obecności, i tak dalej. Następny poziom to zdefiniowana doktryna. To rozróżnienie jest dla mnie ważne, gdyż nasze religijne praktyki nie mogą być przeciwne jasno określonej doktrynie. Dwie różne formy Mszy mogą prowadzić do odmiennych doświadczeń wiary, różnej duchowości, różnych założeń antropologicznych. W rzeczywistości oba Mszały różnią się w ten sposób, ale nie powinny... Tak więc istnieją dwa prawa wiary, w jej ogólnym rozumieniu, jednakże w ostrożnie sformułowanym, bardziej określonym rozumieniu doktryny, obie te formy muszą być zgodne z jednym prawem wiary, którym jest doktryna.
To są rozróżnienia które próbowałem przedstawić.

Uczestniczył ojciec także w konferencji Sacra Liturgia w Nowym Jorku na początku czerwca. Co mógłby ojciec nam o niej powiedzieć?

Cóż, moje uczestnictwo było tylko „rekreacyjne”, nie zabierałem głosu.  Ale chcę powiedzieć, że bardzo na mnie zrobiła wrażenie niesamowita energia i entuzjazm wśród młodych ludzi, zwłaszcza młodych kapłanów i seminarzystów, którzy przybyli z całego świata. To dla mnie było bardzo pokrzepiające. Dokonuje się prawdziwa zmiana. Niestety, w wielu diecezjach istnieje pokoleniowa dziura wśród duchowieństwa. Fakt istnienia młodych, entuzjastycznych i ortodoksyjnych  księży i jednocześnie duchownych uformowanych w „pokoleniu 68'” jest nieco problematyczny, co było całkiem wyraźne w trakcie konferencji Sacra Liturgia.

W jakim sensie problematyczny?

Ponieważ młodzi byli pełni entuzjazmu, ale czuli, że zostali oszukani, że nie pokazano im bogactwa Tradycji i sami musieli je odkryć, i że pewna część katolickiej populacji usiłowała ją przed nimi ukryć. To jest interesujące zjawisko.

Prowadzące być może do jakiegoś rewanżu?

Cóż, mam nadzieję, że nie. Niecierpliwość i chęć zmienienia świata są czymś normalnym dla młodych. To jest część cudownej siły młodości. Ale oni muszą też nauczyć się być cierpliwym. „Pokolenie 68'”, o którym być może szorstko mówiłem, uformowane zostało w czasach rewolucji, więc ich też trzeba zrozumieć. W momencie gdy oni widzą, że wszystko czemu się poświęcali staje się niebyłe, na pewno są nieszczęśliwi. Myślę że z ludzkiego punktu widzenia musimy zrozumieć tych ludzi, oraz powody dla których są oni tak bardzo niezadowoleni.

Tego zrozumienia zdaje się czasem brakować w pewnych tradycyjnych kręgach...

To prawda. W obrębie ruchu Tradycji istnieje wiele elementów, które nazwałbym, jeśli można, ostrymi czy nawet wrogimi. Można to zrozumieć, gdyż ludzie byli spychani przez lata na margines. Ale więcej można zyskać miodem niż octem. (przyp.tłum. nawiązanie do anglosaskiego przysłowia  „you can catch more flies with honey than with viniger” - „złapiesz więcej much na miód niż ocet”,  podkreślającego wagę uprzejmości/szacunku w zyskiwaniu przychylności innych ludzi)

Znany jest ojciec z faktu nazwania papieża Benedykta „geniuszem” za wydanie jego motu proprio Summorium Pontificum.

Tak, powiedziałem że jest on geniuszem w formie, w jakiej zaprezentował motu proprio, pozwalając na koegzystencję dwóch raczej odmiennych rytów. Ale on ma długoterminową wizję tej sprawy. Wie, że jeśli coś narzucisz, to nie zapuści to korzeni. W przeszłości podkreślał organiczny rozwój liturgii, łączność z przeszłością, i dlatego on zasiał nasiona dla przyszłego pojednania. Ale wie, że on tego nie zobaczy, i ja też pewnie tego nie zobaczę. Te rzeczy wymagają czasu, jedno pokolenie to za mało. To jak budowanie średniowiecznej katedry, przez trzy pokolenia. I to także będzie trwało przez trzy pokolenia, zanim dojdzie do porozumienia pomiędzy formami liturgii. Tak więc musimy być cierpliwi, choć cierpliwość nie jest łatwa.

Jakie jest znaczenie ojca zgromadzenia w tym procesie pojednania?

W klasztorze próbujemy działać jako pomost, dlatego celebrujemy obie formy Mszy. Msza konwentualna zawsze jest sprawowana w formie nadzwyczajnej, ale pomagając w parafii nieopodal Nursji w dni powszednie i niedziele, odprawiamy Mszę w formie zwyczajnej, w nadziei, że poprzez przykład dobrze celebrowanego Novus Ordo możemy się przybliżyć do jakiejś spójności w życiu liturgicznym.

Tłumaczenie:  Leszek Heimann
Zdjęcie: YouTube, Monks Norcia

Kościół z Mszą tradycyjną to sanktuarium

$
0
0

Wielokrotnie na naszym portalu pisałem o formalnych strukturach duszpasterskich koniecznych dla trwania regularnych celebracji Mszy tradycyjnej w dłuższym okresie (polecam teksty: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7). Bieżący numer brytyjskiego periodyka Mass of Ages opisuje ciekawe zjawisko. Biskupi przekazując kościół do wyłącznego użytku dla formy nadzwyczajnej, zamiast tworzyć parafię personalną, nadają kościołowi status sanktuarium, nawet jeśli nie ma tam, jak przywykliśmy do tego w Polsce, żadnego szczególnego świętego wizerunku, którego wierni otaczaliby szczególną pobożnością. 

Wczytując się w Kodeks Prawa Kanonicznego dowiadujemy się, że: "Przez sanktuarium rozumie się kościół lub inne miejsce święte, do którego - za aprobatą ordynariusza miejscowego - pielgrzymują liczni wierni, z powodu szczególnej pobożności" oraz 
"W sanktuariach należy zapewnić wiernym obfitsze środki zbawienia przez gorliwe głoszenie słowa Bożego, przez odpowiednie ożywienie życia liturgicznego, zwłaszcza przez sprawowanie Eucharystii i pokuty oraz przez kultywowanie zatwierdzonych form pobożności ludowej". 

"Szczególna pobożność", "obfitsze środki zbawienia""ożywienie życia liturgicznego" - trudno się sprzeczać, że to są cechy kościołów, gdzie sprawuje się wyłącznie Mszę trydencką. Czy jednak kościół z tradycyjną Mszą ma być zaledwie miejscem sporadycznych pielgrzymek poza swoją parafię terytorialną ? Trudno mówić przecież o pielgrzymowaniu coniedzielnym. Zamieszczamy dzisiaj perspektywę Brytyjczyka, który próbuje bronić tego rozwiązania. W przyszłości zamieszczę szerszą polemikę z tym tekstem. 


Mass of Ages, Why a Shrine?

Kiedy w roku 2013 kościół pw. świętych Piotra, Pawła i Filomeny (zwany popularnie „the Dome”, Kopułą) został ponownie otwarty i przeznaczony specjalnie do celebracji liturgii w Formie Nadzwyczajnej Rytu Rzymskiego, biskup Mark Davies nadał mu status „sanktuarium” i szczególne zadanie szerzenia nabożeństwa do Najświętszego Sakramentu.
Prawdopodobnie niewiele osób wówczas przywiązywało wagę do owego statusu sanktuarium, ale ponieważ od roku 2012 sanktuariami stały się również kościół pod wezwaniem św. Walburgi w Preston oraz Najświętszej Maryi Panny w Warrington, warto może zadać pytanie, dlaczego wszystkim tym kościołom, przeznaczonym szczególnie do sprawowania liturgii w Formie Nadzwyczajnej, nadano taki status.
Według prawa kanonicznego każdy kościół katolicki musi być zatwierdzony przez ordynariusza miejsca (biskupa) i uzyskać określony status. Większość świątyń to oczywiście kościoły parafialne, służące wszystkim katolikom z pewnego obszaru geograficznego, ale ponieważ ta forma nie byłaby praktyczna w wypadku kościoła przeznaczonego specjalnie do sprawowania Formy Nadzwyczajnej, pozostaje więc, jako możliwa opcja, albo status parafii personalnej, albo sanktuarium.
Parafie personalne mogą być ustanawiane na mocy Kanonu 518: „z racji obrządku, języka, narodowości wiernych jakiegoś terytorium, albo z innego jeszcze powodu”. Rzadziej spotyka się je w Europie, częściej natomiast w Ameryce Północnej, gdzie istnieje długa tradycja tworzenia parafii personalnych dla katolików rytów wschodnich. Podobnie postąpił biskup Lancaster, ustanawiając nie tak daleko od św. Walburgi, w Preston, parafię personalną św. Alfonsy dla katolików rytu syro-malabarskiego.
Celem parafii personalnej, takiej jak parafia św. Alfonsy, jest zachowanie odrębnego dziedzictwa liturgicznego katolików wschodniego rytu i zapewnienie im możliwości „zachowania ich własnego rytu, miłowania go i przestrzegania w sposób najwierniejszy, jak tylko potrafią”, jak zostało to wyłożone w dekrecie Soboru Watykańskiego Orientalium Ecclesiarum. Tak jednak nie jest w przypadku Formy Nadzwyczajnej, gdyż, jak wyraźnie stwierdził Benedykt XVI w Summorum Pontificum, jest ona, wedle prawa kanonicznego, „formą” jednego jedynego Rytu Rzymskiego, stanowi więc wspólne dziedzictwo wszystkich katolików Zachodu, a nie tylko jakiejś szczególnej grupy. Z tego powodu, choć możliwe jest ustanawianie parafii personalnych dla wiernych przywiązanych do Formy Nadzwyczajnej i pewna ich liczba rzeczywiście istnieje w Ameryce Północnej, jednak może to być postrzegane w kategoriach podziału, gdyż jeśli wierny katolik przyłącza się do parafii personalnej, to siłą rzeczy opuszcza swoją terytorialną parafię. Tworzenie parafii personalnych dla wiernych przywiązanych do Formy Nadzwyczajnej w Anglii i Walii niosłoby więc ze sobą niepożądany, formalny podział na katolików Formy Nadzwyczajnej i Formy Zwyczajnej.
Status sanktuarium regulują przepisy kanonów 1230-1234 Kodeksu Prawa Kanonicznego, bardzo elastycznie traktujące kwestię jego tworzenia i działania. Na przykład w Walsingham sanktuarium funkcjonuje całkiem oddzielnie od miejscowego kościoła parafialnego. W Willesden, przeciwnie, kościół sanktuaryjny jest także kościołem parafialnym. W Holywell natomiast sanktuarium nie posiada wyznaczonego kościoła i korzysta z lokalnego kościoła parafialnego. Wspólna dla tych wszystkich przypadków jest zasada, iż sanktuarium istnieje dla celów pielgrzymkowych oraz po to, by szerzyć pewne szczególne nabożeństwo, czy też, jak to ujmuje kanon 1230 Kodeksu Prawa Kanonicznego, sanktuarium to „kościół lub inne miejsce święte, do którego (...) pielgrzymują liczni wierni, z powodu szczególnej pobożności”.
Innymi słowy, kościół parafialny istnieje, by służyć wiernym z danej parafii, kościół sanktuaryjny natomiast istnieje, by służyć wszystkim tym, którzy do niego przybywają.
To nieznaczne, lecz istotne rozróżnienie wyjaśnia, dlaczego „opcja sanktuarium” ma pewną przewagę nad „opcją parafii personalnej”. Choć każde sanktuarium ma grono wiernych stale do niego uczęszczających, to osoby te wciąż pozostają formalnie członkami swoich lokalnych parafii. Jednocześnie osoba, która nawiedza dane sanktuarium nieregularnie – tak jak ja – może czuć się i być w pełni członkiem wspólnoty gromadzącej się w nim, podczas gdy w kościele parafialnym każdy jest albo parafianinem, albo gościem. Nadanie trzem kościołom przeznaczonym do sprawowania liturgii w Formie Nadzwyczajnej statusu sanktuarium pozwoliło uniknąć potrzeby dokonywania formalnego podziału na „parafian Formy Nadzwyczajnej” i „parafian Formy Zwyczajnej”. W dodatku, jeżeli któryś z biskupów zdecyduje ustanowić następny w swojej diecezji kościół przeznaczony dla Formy Nadzwyczajnej, jako sanktuarium, nie będzie trzeba wyznaczać pomiędzy nimi formalnej granicy geograficznej, gdyż sanktuaria, w odróżnieniu od parafii, nie mają granic.
Kanon 1232 stanowi, że każde sanktuarium musi mieć swój własny, specjalny statut, ustalający „cel i władzę rektora, prawo własności i zarząd majątkiem”. Zapisy statutu dają sanktuarium prawa, w które, w myśl Kodeksu Prawa Kanonicznego, nie wolno w sposób arbitralny ingerować. Dają też biskupowi znaczną swobodę w decydowaniu, jak kościół sanktuaryjny ma działać, co może, a czego nie może robić. Jest to szczególnie ważne, gdy sanktuarium ma być zarządzane przez zgromadzenie takie jak Instytut Chrystusa Króla Najwyższego Kapłana czy też Bractwo Kapłańskie św. Piotra.
Kiedy biskup zaprasza do diecezji jakąkolwiek wspólnotę zakonną, następują wcześniej negocjacje i uzgodnienia, dzięki którym zarówno biskup, jak i członkowie wspólnoty wiedzą zawczasu, jakie będą ich prawa i obowiązki. Kiedy zaproszenie dotyczy zarządzania kościołem sanktuaryjnym, wówczas kwestia statutu owego sanktuarium stanowi część tego procesu uzgodnień. Jednak ostatecznie – a mówię to jako prawnik – pomyślne działanie kościoła diecezjalnego pod zarządem wspólnoty zakonnej zależy w znacznie większej mierze od wzajemnego szacunku i współpracy niż od dokumentów prawnych.
W przypadku kościoła św. Piotra, Pawła i Filomeny, a także kościoła św. Walburgi, biskupi tych miejsc przyznali sanktuariom prawo do spełniania większości tradycyjnych funkcji kościoła parafialnego, takich jak chrzty, śluby i pogrzeby, jednak z pewnymi ograniczeniami, tak by uniknąć konfliktu z lokalnymi parafiami. Te same zasady będą, jak przypuszczam, odnosiły się do kościoła Najświętszej Maryi Panny w Warrington.
W 2013 roku, w momencie ponownego otwarcia kościoła św. Piotra, Pawła i Filomeny, byłem nieco zaskoczony, że zastosowano model sanktuarium, a nie parafii personalnej. Jednak, gdy przestudiowałem obie opcje i przyjrzałem się funkcjonowaniu tych kościołów w praktyce, nabrałem silnego przekonania, że struktura sanktuarium ma wiele zalet. W pewnym sensie to nieistotne, jaką strukturę się zastosuje, byle kościoły istniały i byle sprawowano w nich Mszę świętą w Formie Nadzwyczajnej. Jednak, kiedy spojrzeć szerzej, ma to znaczenie. Każdy kościół ma jakiś cel swego istnienia, a celem sanktuarium jest przyjmowanie wszystkich – i przypadkowych gości, i tych, którzy czasami, nieregularnie tam zaglądają, i stałych bywalców. Czy to przypadkiem, czy też umyślnie, biskup Davies nadał temu kościołowi strukturę i cel, które w swej istocie czynią Ryt Tradycyjny częścią szerszej wspólnoty Kościoła, a nie jakąś marginalną specjalnością. Z tego niewątpliwie trzeba się cieszyć.
Miejmy nadzieję, że i inni biskupi będą otwierali kościoły i miejsca kultu przeznaczone do sprawowania liturgii w Formie Nadzwyczajnej, a jeśli postanowią nadać im status sanktuarium, będą mieli już sprawdzoną, udaną strukturę. W prawie, podobnie jak w wielu innych dziedzinach życia, dobrą radą jest ta, by nie wyważać otwartych drzwi.

Neil Addison jest adwokatem, uczęszczającym sporadycznie do sanktuarium św. Piotra, Pawła i Filomeny. 
Tłumaczenie: Ewa Małecka
Źródło

Homilia abpa Pozzo do Ludu Summorum Pontificum

$
0
0
Abp Guido Pozzo
Również w tym roku przybyliście do Rzymu w pielgrzymce do grobów świętych apostołów Piotra i Pawła. Wasza podróż jest nie tylko wyraźnym znakiem pobożności i czci, jest przede wszystkim wewnętrzną pielgrzymką na drodze wiary, poszukiwania i spotkania z żywym Bogiem. 

Żyjemy w trudnych czasach, ale nie możemy poddawać się zniechęceniu i pesymizmowi. Nie możemy zapominać, że w naszym otoczeniu żyje wielu ludzi niewierzących, ale poszukujących prawdziwego sensu życia. To poszukiwanie jest prawdziwym wstępem do życia w wierze, ponieważ kieruje ludzi na drogę, która prowadzi do tajemnicy Boga. 

Te duchowe poszukiwania prawdziwego Boga i prawdziwego Kościoła będą jeszcze trudniejsze jeśli my nie będziemy wiarygodnymi świadkami. Wiarygodne świadectwa chrześcijan, gotowych otworzyć swoje umysły i serca na pragnienie Boga i prawdziwego życia, które nie przemija, są tym czego świat obecnie pilnie potrzebuje. 

Zadaniem chrześcijanina jest nie tylko przekazywanie dobrej nowiny ale także pomaganie w spotkaniu Chrystusa i doświadczeniu jego miłości i miłosierdzia. Zaproszenie do ewangelizacji jest podstawowym zadaniem w życiu chrześcijanina. Twoja pielgrzymka do Rzymu jest konkretnym znakiem , że chcesz głosić radość z Twojego spotkania z Bogiem. Głosić ją tym, którzy jeszcze Boga nie spotkali albo o Bogu zapomnieli. Podczas tej pielgrzymki powinniście poczuć, że jesteście wspólnotą misjonarzy. 

Ewangelia głosi, że ziarno raz zasiane, wzrasta, nawet wtedy, kiedy siewca śpi (Mk 4, 26-29). Relacja Kościoła z Jezusem jest relacją drogi i na tej pielgrzymce Kościół jest wspólnotą misjonarzy, jak przypomniał Papież Franciszek. 

Ale w tym momencie pojawia się pytanie: co możemy dać innym, jeśli sami wcześniej tego nie doświadczyliśmy? Jak możemy pomóc innym spotkać Chrystusa i żywego Boga jeśli wcześniej sami go nie spotkaliśmy? Jeśli nie rozważaliśmy tajemnicy Boga w naszym życiu? 

Gdzie w naszym bezpiecznym i wygodnym życiu możemy kontemplować tajemnicę Boga? 

Wielkość liturgii nie polega na przyjemnej rozrywce duchowej, ale na uczestniczeniu w tajemnicy Bożej. To Bóg nas dosięga, bo my, wykorzystując nasze siły i możliwości nie jesteśmy w stanie dosięgnąć Boga. 

Celebracja Mszy świętej w starym rycie rzymskim pokazuje elementy niezbędne do postrzegania świętości Rytu, rzeczywistej obecności Chrystusa, ofiarnego charakteru Mszy, która jest ofiarą Chrystusa. Wszystko to pomaga i służy do budowy ciała Chrystusa, którym jest Kościół. 

Tradycyjna liturgia nie jest reliktem przeszłości, jest żywą rzeczywistością w Kościele i pomaga uczynić aktualnymi dziedzictwo świętości i modlitwy, które Tradycja nam przekazuje. 

Stary Ryt celebracji Mszy świętej pokazuje wyraźnie, że celem liturgii jest adoracja tajemnicy Boga, Ojca, Syna i Ducha Świętego. Dlatego wielkość liturgii i jej siła tkwią w nauczeniu wierzącego adoracji: tylko w adoracji możemy doświadczyć spotkania z żywym Bogiem. To właśnie podczas adoracji dojrzewa społeczna misja eucharystii, która nie tylko przełamuje granice między nami a Bogiem, ale także granice, które dzielą nas od siebie. Przełamuje podziały, które uniemożliwiają braterskie pojednanie i harmonię między ludźmi. 

Podczas tej pielgrzymki i na rozpoczęcie jubileuszowego roku miłosierdzia, z odwagą wyznawajcie wiarę katolicką. Wierzymy z całą pewnością, że Pan Jezus pokonał zło i śmierć. Z tą pewnością powierzamy się Jemu: Chrystus obecny wśród nas zwycięża moc złego, a Kościół jako widoczna wspólnota jego miłosierdzia pozostaje znakiem ostatecznego pojednania z Bogiem Ojcem. 

W tej świątyni poświęconej Matce Bożej Łaskawej dowiadujemy się, że Pan chciał zamieszkać w świątyni, którą jest Maryja. W ten sposób chciał całemu światu ofiarować prawdziwy dom. Tym domem jest wiara, na wzór Maryi, która jest matką wszystkich wierzących. Wiara, która daje nam prawdziwy dom na tym świecie, która gromadzi nas w Kościele, gdzie wszyscy jesteśmy braćmi. 

Prośmy Najświętszą Maryję Pannę o opiekę nad nami i naszymi rodzinami. Podczas tej pielgrzymki uczymy się jak pielgrzymować do celu ostatecznego, do Wiecznego Miasta, do radości w niebiańskiej ojczyźnie. Amen.

Homilia Arcybiskupa Guido Pozzo, wygłoszona  podczas Mszy św. 23 października 2015 r., tłumaczenie na język polski - Katarzyna Gajos.

Homilia opata Fontgombault do Ludu Summorum Pontificum

$
0
0
Opat Jean Pateau OSB
Christus vincit, Christus regnat, Christus imperat!

Drodzy Bracia i Siostry, 

Chrystus zwycięża, Chrystus króluje, Chrystus rządzi. Czy to zawołanie jest zbyt dużym wymaganiem dla naszej wiary? 

W 1935 roku w odpowiedzi na prośbę francuskiego premiera Pierra Lavala o poszanowanie wolności religijnej, Stalin zapytał ile dywizji ma Papież. Wielu polityków dziś pyta w ten sam sposób. Podczas gdy w większości krajów na świecie wolność religijna, rodzina, prawo do życia dla nienarodzonych dzieci czy osób starszych są negowane, w Święto Chrystusa Króla jesteśmy proszeni o wyraźny akt wiary i nieuleganie rozpaczy. 

W Ewangelii przedstawiony jest dialog pomiędzy Jezusem i Piłatem, dialog pomiędzy tym, kto uważa że posiada władzę absolutną  i człowiekiem wyśmianym i biczowanym: "Czy Ty jesteś królem żydowskim...Ty jesteś królem?" Odpowiedź Jezusa mówi o królestwie nieuznawanym przez ludzi, mówi o królu, który jest świadkiem prawdy: "Ty mówisz, że jestem królem. Ja urodziłem się i przyszedłem na świat po to, aby dać świadectwo prawdzie. Każdy, kto jest z prawdy, jest mi posłuszny". (Jan 18:37) 

Od dwóch tysięcy lat wielu ludzi zaskoczonych, szyderczych, prowokujących czy po prostu wątpiących zadaje Jezusowi to pytanie. A odpowiedź Jezusa jest zawsze taka sama: Ja jestem królem. 

Podziękujmy za to słowami św. Pawła: "Bo w Nim zostało wszystko stworzone: i to, co w niebiosach, i to, co na ziemi, byty widzialne i niewidzialne, czy Trony, czy Panowania, czy Zwierzchności, czy Władze. Wszystko przez Niego i dla Niego zostało stworzone. On jest przed wszystkim i wszystko w Nim ma istnienie. I On jest Głową Ciała - Kościoła". (Kol 1 16:18) 

Podczas sakramentu chrztu kapłan pyta katechumena: "O co prosisz Kościół?". On musi odpowiedzieć: "O wiarę". Ta odpowiedź powinna być stałym celem naszego życia. Brak nadziei i miłosierdzia jest często konsekwencją braku wiary, ludzkiego pojmowania życia i zapominaniu o Bożym celu. 

By narody mogły uznać panowanie Chrystusa najpierw my musimy zaakceptować jego panowanie nad każdym z nas. Benedykt XVI w Motu proprio Summorum Pontificum pozwala nam cieszyć się wielorakim bogactwem formy nadzwyczajnej. Powinniśmy być za to wdzięczni ale jednocześnie też musimy postawić sobie pytanie: Czy nasza wiara jest tak samo nadzwyczajna jak nasza liturgia? Czynienie Jezusa centrum liturgii ma jeden cel: to my mamy stać się prawdziwymi świadkami królowania Chrystusa, mamy żyć z Chrystusem i dla Chrystusa, tak by każdy mógł o nas powiedzieć: "To jest Chrystus, który żyje w nim". 

Ta dziękczynna pielgrzymka zgromadziła nas w Rzymie podczas zakończenia XIV Zwyczajnego Zgromadzenia Generalnego Synodu Biskupów na temat "Powołania i misji rodziny w Kościele i we współczesnym świecie". 

Król ludzi, Chrystus jest także Królem rodzin. 

Wielokrotnie, na przykład podczas środowych audiencji, Jego Świętobliwość Papież Franciszek prowadził rozważania o rodzinie. Podczas jego ostatniej podróży do Ekwadoru ewangelia o weselu w Kanie dała mu możliwość poruszenia tego tematu: "Wesele w Kanie powtarza się w każdym pokoleniu, każdej rodzinie, w każdym i każdej z nas pragnących sprawić, aby nasze serca mogły się opierać na miłości trwałej, płodnej i radosnej. Dajmy miejsce Maryi; „Matce”, jak mówi ewangelista. Przejdźmy wraz z Nią drogę Kany. Maryja jest czujna...Maryja jest Matką!...Maryja się modli...Ona uczy nas byśmy złożyli nasze rodziny w ręce Boga. Uczy nas się modlić, rozpala nadzieję, która pokazuje, że nasze obawy są także obawami Boga. I wreszcie, Maryja działa. Jej słowa: "Zróbcie wszystko cokolwiek wam powie" (Jan 2:5) skierowane do uczestników wesela są także zaproszeniem dla nas, byśmy otworzyli nasze serca dla Jezusa, który przyszedł służyć a nie by jemu służono. Służba jest znakiem prawdziwej miłości. Ci, którzy kochają wiedzą jak służyć innym. Uczymy się tego zwłaszcza w rodzinie...(Papież Franciszek, Homilia wygłoszona podczas Mszy świętej w intencji rodzin, Guayaquil, Ekwador, 6 lipca 2015 r.). 

Troska, modlitwa i służba to wskazówki jakie daje nam Maryja. 

Święty Łukasz tak opisuje postawę Maryi: "Maryja zachowywała wszystkie te słowa i rozważała je w swoim sercu (Łk 2,19). Łacińskie słowo conferens tłumaczone jako rozważać, dosłownie znaczy "mając je w swoim sercu". Serce Maryi jest miejsce alchemii miłości. W swoim sercu Maryja dziękuje, modli się, również cierpi i ofiaruje się Niebu. 

Czy w jubileuszowym roku Miłosierdzia nasze serca są miejscem dialogu z Chrystusem Królem? Czy mamy w naszych sercach radosne, światła, bolesne i chwalebne wydarzenia naszego życia? Czy rozważamy je tak by były regułą naszych działań? 

 "Ile dywizji ma Papież?" Salin mógł zapytać ile Papież ma serc - serce naprawdę poświęcone Chrystusowi jest silniejsze od jakiegokolwiek wojska. 

Niedawna kanonizacja rodziców świętej Tereski z Lisieux przypomina mi słowa ich córki, które powierzam wam jako drogowskaz w tym świętym mieście Rzymie, w świętym sercu chrześcijaństwa: 

"Rozważając mistyczne ciało Kościoła, nie rozpoznawałam siebie w żadnym z członków opisanych przez Św. Pawła, lub raczej chciałam rozpoznać siebie we wszystkich... Miłość dała mi klucz do mojego powołania. Zrozumiałam, że jeżeli Kościół ma ciało złożone z różnych członków, to nie brakuje mu najbardziej niezbędnego, najbardziej szlachetnego ze wszystkich, zrozumiałam, że Kościół ma Serce i że Serce to PŁONIE MIŁOŚCIĄ. Zrozumiałam, że jedynie Miłość sprawia, że działają członki Kościoła, że gdyby Miłość wygasła, Apostołowie nie głosiliby Ewangelii, Męczennicy odmówiliby przelewania swojej krwi..... Zrozumiałam, że MIŁOŚĆ ZAWIERA WSZYSTKIE POWOŁANIA, ŻE MIŁOŚĆ JEST WSZYSTKIM, OBEJMUJE WSZYSTKIE CZASY I WSZYSTKIE MIEJSCA.... JEDNYM SŁOWEM JEST WIECZNA!.... Amen.

Homilia wygłoszona przez opata klasztoru w Fontgombault Jana Pateau OSB podczas Mszy sprawowanej w Rzymie, w kościele Santa Trinita dei Pellegrini, 25 października 2015 r., tłumaczenie na język polski - Katarzyna Gajos. 

Wsparcie dla Sióstr Franciszkanek Niepokalanej

$
0
0
Kontynuujemy naszą zbiórkę na wyposażenie kaplicy Sióstr Franciszkanek Niepokalanej w Pniewniku. W imieniu sióstr, serdecznie dziękujemy dziesiątkom ofiarodawców za finansowe wsparcie naszej akcji.
Pozostało nam do zebrania jeszcze około 1 tys. zł.

Za zebrane dotychczas pieniądze zaczęliśmy zakupy potrzebnego wyposażenia. Na zdjęciu obok można dostrzec zakupiony przez nas relikwiarz, w którym umieszczono relikwie św. Maksymiliana Marii Kolbego.  

Fundusze na zakup wyposażenia kaplicy można przekazywać za pośrednictwem Stowarzyszenia Una Voce Polonia. Pełne 100% wpłat z tytułem wpłaty "darowizna - Siostry Franciszkanki" zostanie wykorzystane na zakup sprzętów wybranych przez Siostry Franciszkanki Niepokalanej z Pniewnika.

Wpłat należy dokonywać na konto Stowarzyszenia Una Voce Polonia nr:

11 2130 0004 2001 0597 9745 0001

lub poprzez system PayPal podając adres e-mail: uvp@unavocepolonia.pl

Dziesięć powodów, aby wybrać Mszę tradycyjną

$
0
0
Zdjęcie: Francois-Pierre Louis,
pielgrzymka Summorum Pontificum
2015
Publikowany w minionym tygodniu we francuskiej wersji List opowiadał o diecezji Saintes i La Rochelle. Ukazywał, jak bardzo nierealne okazuje się niekiedy uczestniczenie we mszy św. odprawianej w formie nadzwyczajnej rytu rzymskiego. 

Profesor Peter Kwasniewski, jeden z najciekawszych i najpłodniejszych autorów piszących w języku angielskim, podkreślił w swojej wypowiedzi latem, że niemożność wzięcia udziału w formie nadzwyczajnej wynika nie tylko ze względów praktycznych (brak mszy w zasięgu podróży samochodem w godzinach przystępnych dla rodzin), lecz niekiedy i społecznych czy psychologicznych. Mogą ją powodować napięcia w rodzinie lub między przyjaciółmi, a także w relacjach z proboszczem, pojawiające się, gdy ktoś zacznie preferować mszał świętego Jana XXIII. Na tej kanwie właśnie powstał pomysł, by w jednym artykule zebrać 10 istotnych powodów, dla których warto przejść ponad trudnościami, kontynuować, i niedziela za niedzielą dokonywać wyczynu logistycznego polegającego na zawiezieniu całej rodziny do stóp ołtarza Bożego. 

Poniżej dziesięć powodów, w swobodnym tłumaczeniu z artykułu profesora Kwasniewskiego, opublikowanego 9 lipca 2015 na łamach doskonałego portalu OnePeterFive.

1. Będziecie niczym święci. 

Biorąc pod uwagę, że msza tradycyjna, którą odprawiano do roku 1970 jest zasadniczo mszą świętego Grzegorza Wielkiego (skodyfikowaną około roku 600), widzimy, że funkcjonowała ona w życiu Kościoła przez 14 wieków, a zatem przez prawie cały okres, w którym żyli nasi święci. Modlitwy, hymny, czytania, którymi syciła się ich wiara są te same, które dają pokarm Waszej wierze. Jest to msza świętego Tomasza z Akwinu, który skomponował proprium na uroczystość Bożego Ciała; msza, której do trzech razy dziennie słuchał święty Ludwik; msza, która świętego Filipa Neri wielokrotnie wprowadzała w przeciągłą ekstazę, z której trzeba go było na koniec wyrywać; msza, którą w czasach prześladowań w Anglii i Irlandii kapłani odprawiali potajemnie; msza, którą święty Damian de Molokai celebrował w kaplicy zbudowanej swymi trędowatymi rękami... 

2. Coś, co odnosi się do nas jeszcze prawdziwsze jest w odniesieniu do naszych dzieci. 

Liturgia tradycyjna kształtuje ducha i serce dzieci, uzdalnia do oddawania czci Bogu, gdyż rozwija cnotę pokory, posłuszeństwa oraz wprowadza w ciszę wielbienia. Ich zmysły i wyobraźnię napełnia ona znakami i symbolami świętymi, „mistycznymi ceremoniałami” jak to określił Sobór Trydencki. Pedagodzy wiedzą, że dzieci lepiej przyswajają przykłady wizualne niż długie przemowy. Dzieci, które odbyły już katechezę będą się dzięki uroczystemu charakterowi liturgii tradycyjnej otwierały na transcendencję i u wielu chłopców wyzwoli ona pragnienie służenia przy ołtarzu. 

3. Msza powszechna. 

Liturgia tradycyjna to nie tylko zwykła ziemska nić jedności zadzierzgnięta w czasie między nami i pokoleniem naszych przodków, lecz także nić jedności w przestrzeni między wszystkimi wiernymi całego ziemskiego globu. Przed reformą liturgiczną pocieszeniem dla podróżujących było, gdy mimo różnic kulturowych i klimatycznych odkrywali, że msza jest zawsze ta sama, gdziekolwiek by nie pojechali, że jest jak ta, którą odprawia ksiądz u nich w parafii. Było to również najbardziej oczywiste potwierdzenie autentycznej katolickości, czyli powszechności ich katolicyzmu! Jakiż kontrast w porównaniu z niektórymi parafiami, w których msza u każdego księdza wygląda dziś inaczej i zmienia się z niedzieli na niedzielę... 

4. Wiecie, czego się spodziewać. 

Ceremonii koncentrującej się wokół ofiary Naszego Pana na Golgocie. Tej ciszy przed, podczas i po. Że ministrantami będą wyłącznie chłopcy. Że Ciała Chrystusa dotykać będą wyłącznie konsekrowane dłonie. Żadnych ekstrawagancji w stroju czy muzyce. Innymi słowy – jedynej czynności na ziemi, której człowiek, nawet działający niedbale, nie może całkowicie odwieść od przedmiotu, któremu wyłącznie jest poświęcona – a mianowicie oddaniu chwały prawdziwemu Bogu. Ojciec Jonathan Robinson z Oratorium świętego Filipa Neri, w książce The Mass and Modernity (Ignatius Press, 2005), którą napisał jeszcze przed zbrataniem się z liturgią tradycyjną, zauważa, że osią przyciągania i trwałości tego, co naówczas było starym rytem jest otwieranie przed ludźmi „transcendentalnego punktu odniesienia”. I to nawet wtedy, gdy celebrowany jest niewłaściwie (1). Tymczasem w nowej mszy nic nie gwarantuje „centralnego miejsca misterium paschalnemu” (2). 

5. To jest oryginał. 

Tradycyjny ryt rzymski w sposób oczywisty zorientowany jest teocentrycznie i chrystocentrycznie, co wyraża zarówno ustawienie kapłana ad Orientem, jak też w mszale bogactwo tekstów na pierwszy plan wysuwających misterium trynitarne, boskość Naszego Pana i jego ofiarę na Krzyżu. Zatem, co też doskonale udokumentował profesor Lauren Pristas (3), modlitwom nowego mszału brak jasności tam, gdzie wyrażają dogmat i ascezę katolicką, podczas gdy modlitwy starego mszału wolne są od niejasności i niejednoznaczności. Coraz liczniej katolicy zaczynają zdawać sobie sprawę, jak bardzo pospiesznie została przeprowadzona reforma liturgiczna, otwierając drogę błędom powodowanym niemal nieograniczoną liczbą opcji oraz zerwaniem ciągłości z poprzedzającymi ją czternastoma wiekami modlitwy Kościoła. 

6. Sanktorał nad sanktorały. 

W trakcie dyskusji liturgicznych przeważnie rozmowy polegają, co logiczne, na obronie lub krytyce zmian wniesionych do liturgii mszy w ordinarium. Nie należy wszak zapominać, że jedną z zasadniczych zmian wprowadzonych wraz ze mszałem z 1970 roku jest nowy kalendarz. Weźmy na początek sanktorał. Kalendarz mszału z roku 1962 jest cudownym wprowadzeniem w historię Kościoła, szczególnie w dzieje Kościoła pierwszych wieków, tak często dziś zapominane. Opatrznościowo jest on ułożony tak, że w niektórych okresach następstwo świąt tworzy pewne całości, z których każda ukazuje jakieś szczególne oblicze świętości. Z kolei twórcy kalendarza zreformowanego wyeliminowali z niego, lub zdeklasowali, 200 świętych, poczynając od świętego Walentego. Święty Krzysztof, opiekun podróżnych zniknął, gdyż rzekomo nigdy nie istniał, czemu nie przeszkadzają niezliczone przypadki na co dzień ratowanych przez niego istnień. Nad tradycję ustną Kościoła zbyt regularnie zaczęli oni przedkładać nowoczesne nauki historyczne. Ich naukowe preferencje przywołują na myśl słowa Chestertona zamieszczone w Ortodoksji: „Łatwo dostrzec, dlaczego legenda powinna być i jest traktowana z większym respektem niż książka historyczna. Legendę zwykle tworzy ogół mieszkańców wioski, będących przy zdrowych zmysłach. Książkę natomiast pisze jedyny w całej wiosce szaleniec” (Fronda/Apostolicum, Wwa-Ząbki 2009, rozdz. IV). 

7. Temporał nad temporały. 

Temporał również został przenicowany. Okres liturgiczny jest w kalendarzu z 1962 roku zdecydowanie bogatszy. Każda niedziela w roku ma swą własną treść. Dla wiernych staje się rodzajem drogowskazu, dzięki któremu mogą ocenić z roku na rok swój rozwój lub karlenie duchowe. Kalendarz tradycyjny zachowuje starożytne praktyki jak suche dni znaczące pory roku, czy modlitwy o urodzaje, które wyrażają nie tylko naszą wdzięczność wobec Stwórcy, ale również naszą chęć poddania się naturalnemu cyklowi następstwa pór roku i zbiorów. Kalendarz tradycyjny nie zawiera „okresu zwykłego” – jakże nieszczęśliwie brzmi to określenie zważywszy, że po Wcieleniu nic już nie jest „zwykłe” – natomiast mamy w nim okres po Objawieniu i okres po Pięćdziesiątnicy, które jeszcze długo pozwalają wybrzmiewać tymże świętom. Podobnie jak Boże Narodzenie i Wielkanoc, Pięćdziesiątnica nie będąc wcale świętem mniejszej wagi jest celebrowana przez okres oktawy, tak aby Kościół mógł jeszcze przez ten czas rozpalać się jej niebiańskim płomieniem. Nie zapominajmy o okresie Przedpościa od niedzieli Siedemdziesiątnicy, który ludowi Bożemu pomaga przejść łagodnie od radości Bożego Narodzenia do bólu Wielkiego Postu. Wszystko to skarby cenne i skrzętnie zachowywane, które łączą nas z Kościołem pierwszych wieków... 

8. Lepsze wprowadzenie do Biblii. 

Powszechna opinia głosi, że najważniejszym osiągnięciem nowego porządku, Novus Ordo, jest trzyletni cykl czytań i liczniejsze teksty do wyboru, które mają rzekomo prowadzić do lepszej znajomości Biblii. Ci, którzy tak mówią, nie wiedzą wszak, że nowa aranżacja niewątpliwie przymnożyła czytań, ale zerwała łączącą je w starym Porządku nić, która stanowiła osnowę mszy przez wszystkie niedziele. W kwestii czytań biblijnych Porządek tradycyjny odpowiada dwóm cudownym zasadom: - po pierwsze, fragmenty Biblii nie są wybierane ze względu na nie same (aby wykorzystać możliwie całe Pismo św.), lecz by wyjaśnić poszczególne celebrowane okazje; - po drugie, nacisk kładziony jest nie na szersze zaznajomienie wiernych z Biblią, lecz na wymiar mistagogiczny. Innymi słowy, czytania mszalne nie zostały pomyślane jako niedzielny kurs biblijny, lecz jako stopniowe wprowadzenie w tajemnice wiary przez liturgię. Ich ograniczony wybór, zwięzłość, precyzyjne i trafne odniesienie do liturgii oraz powtarzalność na przestrzeni roku czynią z nich bardzo skuteczny czynnik formacji duchowej i doskonałe przygotowanie do ofiary eucharystycznej. 

9. Pobożność Eucharystyczna. 

Oczywiście forma zwyczajna może być odprawiana z czcią i pobożnością a komunia rozdawana wyłącznie przez wyświęconych szafarzy wiernym, którzy przyjmują ją do ust. Natomiast w każdą niedzielę widać, że w czasie komunii świętej, którą większość wiernych raczej bierze niż przyjmuje – na rękę, w większości zwykłych parafii korzysta się z pomocy szafarzy nadzwyczajnych. Te dwie postawy głęboko podkopują uświęcony szacunek należny Najświętszemu Sakramentowi, a co za tym idzie – rozumienie tajemnicy eucharystycznej. I nawet jeśli sami przyjmujemy komunię do ust, wybierając raczej kolejkę ustawioną do księdza niż do szafarza nadzwyczajnego, pojawia się ryzyko, że do Jezusa w Hostii zbliżymy się z duszą pełną rozproszenia, wzburzoną, czasem obojętną – co wcale nie jest lepsze. Komunia, ta bardzo uroczysta okazja, tradycyjnie bardzo budująca dla dzieci, staje się na koniec chwilą wzburzenia i zmieszania. Zapominanie o realnej obecności Naszego Pana w Najświętszej Eucharystii prowadzi niezawodnie do „protestantyzacji” relacji do Boga. Tak długo jak nie zostanie zniesiony indult komunii na rękę, liturgia tradycyjna pozostanie jedyną pewną drogą do zachowania i umocnienia naszego rozumienia tajemnicy realnej obecności Naszego Pana Jezusa Chrystusa zarówno w Przenajświętszej Eucharystii jak i w Kościele, i w naszym chrześcijańskim życiu. 

10. Tajemnica Wiary. 

Gdyby uzasadnienie wyboru w pierwszym rzędzie formy nadzwyczajnej ograniczyć do jednego powodu, byłoby nim po prostu to, że jest najdoskonalszym wyrazem Tajemnicy Wiary. Wiele można powiedzieć o tym, co święty Paweł określał mianem musterion, zaś tradycja łacińska wyraża w słowach mysterium i sacramentum, tylko nie to, że w Chrześcijaństwie jest pojęciem marginalnym. Niesamowite objawienie Boga wśród nas na przestrzeni całej historii, ale nade wszystko w osobie Chrystusa, jest tajemnicą w najwznioślejszym tego słowa znaczeniu: to objawienie rzeczywistości doskonale pojmowalnej, acz zawsze niewymownej, jaśniejącej światłem, acz zawsze oślepiającej jasnością. Rytuały liturgiczne, za pomocą których wchodzimy w kontakt z Bogiem powinny nosić pieczęć jego tajemniczej, wiecznej i nieskończonej istoty. Forma nadzwyczajna rytu rzymskiego dzięki sakralnemu językowi, porządkowi, muzyce i ustawieniu kapłana bez żadnej wątpliwości pieczęcią tą jest naznaczona. Sprzyjając poczuciu sakrum msza tradycyjna zachowuje nietkniętą tajemnicę wiary (4).

------- 
(1) Jonathan Robinson, The Mass and Modernity, Ignatius Press, 2005, str. 307. 
(2) Tamże, str. 311. 
(3) Collects of the Roman Missal: A Comparative Study of the Sundays in Proper Seasons Before and After the Second Vatican Council, London, T&T Clark, 2013. 
(4) Przez długie wieki – a według świętego Tomasza z Akwinu wręcz od czasu Apostołów – kapłan zawsze wypowiadał Mysterium Fidei: w chwili konsekracji kielicha.
-------

Źródło: List nr 58 Stowarzyszenia Paix Liturgique

Od pierwszej niedzieli Adwentu 2015 oficjalnie wszedł do użytku Mszał Anglokatolicki

$
0
0
Choć informacja ta nie jest może ściśle związana z Nadzwyczajną Formą Rytu Rzymskiego, to warto naszych czytelników zaznajomić z faktem, że od pierwszej niedzieli Adwentu tego roku anglikanie, którzy dokonali konwersji do Kościoła i są członkami jednego z trzech ustanowionych przed kilkoma laty ordynariatów anglokatolickich (w Ameryce Północnej, Wielkiej Brytanii, oraz Australii z Oceanią i Azją) mogą oficjalnie modlić się według specjalnie dla nich opracowanego mszału. Wydarzenie to - to wielki krok w dziele przywracania sacrum liturgii katolickiej – co tak bardzo leży na sercu papieżowi-emerytowi Benedyktowi XVI-emu. Trzeba bowiem wiedzieć, iż wspomniany mszał zawiera większość modlitw, znanych z Mszału Trydenckiego, a nie występujących w Mszale Pawła VI-ego (które mogą jednak być odmawianych ad libitum). Tak więc znajdujemy tu Psalm 42 - którym kapłan może modlić się przed rozpoczęciem Mszy świętej zarówno w zakrystii, krocząc w stronę ołtarza, czy też przy stopniach ołtarza, Graduał, modlitwy Ofiarowania (można wybrać pomiędzy formą NOMową, a tą z Mszy trydenckiej), jak również Ostatnią Ewangelię. I choć językiem modlitwy w nim nie jest łacina, to jednak hieratyczny, piętnastowieczny język angielski nadaje jej podniosłości i sakralności. Jeśli chodzi o rubryki mszału - to trzeba zaznaczyć, że msza anglokatolicka odprawiana jest versus Deum, a kapłan nosi (oprócz oczywiście innych westymentów liturgicznych) również manipularz. Nie będzie chyba pomyłką stwierdzenie, że postulaty Benedykta XVI-ego w zakresie reformy reformy liturgicznej najpełniej ziściły się (paradoksalnie) w liturgii konwertytów z anglikanizmu. Jako anegdotę można przytoczyć opinię kardynała Roberta Sarraha – prefekta Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, który zobaczywszy opisywany mszał miał powiedzieć: „dlaczego ja nigdy nie mogłem odprawiać z takiego mszału”.

fot. Fr James Bradley (CC BY 2.0)

Wzrastanie na wygnaniu - wywiad z działaczem politycznym, który został duchownym

$
0
0

Wywiad z diakonem Jamesem Mawdsleyem, FSSP

Clare Stevens

 Wielebny James Mawdsley niedawno otrzymał święcenia diakonatu w Bractwie Kapłańskim  św. Piotra. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych trafił on do więzienia w Birmie za walkę o prawa człowieka. Wyszedł na wolność w październiku 2000 roku i wstąpił do seminarium w Wigratzbad kilka lat później. W rozmowie z Clare Stevens opowiada o swoim życiu, wierze i powołaniu.

Co skłoniło księdza do wstąpienia do seminarium?
Wyraźne wezwanie 3 września 2005 roku, aby ‘zostać księdzem’, które okazało się silniejsze niż moja niegodność.

W jaki sposób zainteresował się ksiądz tradycyjnym rytem?
 
Całe to zamieszanie  w Internecie przed i po publikacji Summorum Pontificum skłoniło mnie do poszukiwań tego, z czego istnienia wcześniej nie zdawałem sobie nawet sprawy. Blog Ksiądza Z. (Fr Z’s blog) był dla mnie wstrząsem. Powoli docierało do mnie, że teologia Mszy świętej znakomicie współgra z tradycyjną formą i że jest zachwycająca. To prawdziwe Boże Słowo Miłości.

Podobno tradycyjne seminaria pękają w szwach, podczas gdy „zwykłe” z trudem przyciągają chętnych – czy potwierdzają to księdza osobiste doświadczenia?


Wspaniale jest być w seminarium pełnym życia. Liczba seminarzystów jednak jest po części wynikiem tego, że obejmujemy naszym zasięgiem ogromny obszar. To oznacza, że towarzystwo w Witzgabradzie jest międzynarodowe, mamy tam seminarzystów z kilkunastu krajów. Seminaria diecezjalne działają na dużo mniejszą skalę, więc nie można tu dokonywać porównań. Oczywiście, jest to dość znamienne, że ludzie gotowi są podjąć trud dalekiej podróży, aby wstąpić do tradycyjnego seminarium.

Czy granty Stowarzyszenia Mszy Łacińskiej (LMS) miały jakieś znaczenie w księdza formacji?

Stanowiły one nieocenioną pomoc na początku seminarium. Dzięki LMS i innym ofiarodawcom nie brakowało mi najpotrzebniejszych rzeczy zarówno do nauki jak i uczestnictwa w liturgii. Zawdzięczam więc solidną formację Bogu i wielu dobrym ludziom zarówno w seminarium jak i poza nim. Trzeba tu powiedzieć, że brak środków nie stanowi przeszkody, by wstąpić do Bractwa Kapłańskiego św. Piotra. Seminaria chętnie zapewniają to, co jest potrzebne.

Czego życzyłby sobie ksiądz w Kościele w Zjednoczonym Królestwie jeśli chodzi o stary ryt? Czy chciałby ksiądz, aby odprawiano więcej Mszy?

Gdyby Kościół zapewniał tradycyjną Mszę codziennie w każdej katedrze, dałby wiernym głębokie doświadczenie jedności. Ponadto życie liturgiczne Kościoła jest źródłem zdrowej doktryny i moralności.

Gdyby nasi biskupi założyli tradycyjne seminarium w Anglii z pewnością pojawiłoby się wiele powołań. Jestem przekonany, że dzięki temu doktryna byłaby niezachwiana, gdyż nieprzemijająca liturgia jest podporą intelektu. Wówczas, gdyby Uroczyste Nieszpory znów stały się normą w parafiach w niedziele i święta, z pewnością Kościół zostałby oczyszczony, gdyż są one tak dobre i piękne, że stanowią dla nas motywację i wznoszą nas ku Bogu.


Co by ksiądz powiedział tym wszystkim, którzy twierdzą, że nie potrzeba dziś Mszy łacińskiej, a tradycjonaliści tkwią w przeszłości i próbują odwrócić bieg wskazówek zegara?

Gdybyś miał okazję odwiedzić Kalwarię na pół godziny każdego dnia swojego życia, aby tam wpatrywać się w swojego Zbawcę, czy byś z tego nie skorzystał? Odpowiedź na to pytanie pokazuje jak bardzo kochamy Chrystusa i jak bardzo cenimy Mszę Świętą.

Ja w sposób szczególny potrzebuję tradycyjnej Mszy, gdyż zdaję sobie sprawę z tego, że moja miłość jest o wiele mniejsza niż być powinna. Tradycyjna Msza stanowi największą pomoc dla wzrastania w niej.

Czy został ksiądz wychowany w rodzinie katolickiej?

Tak. Nasza matka zabierała nas na Mszę świętą w każdą niedzielę i moi siedmioletni bracia i ja zaczęliśmy służyć przy ołtarzu. Jako nastolatek jednak odpadłem od wiary, odpadłem na tyle daleko, że zapomniałem zupełnie o realnej obecności. To zdumiewające i karygodne jak bardzo potrafimy być zapominalscy!

Jakie były księdza wrażenia, kiedy pierwszy raz uczestniczył ksiądz w Mszy łacińskiej?

To było wiosną 2008 roku. Po Mszy zalałem się łzami, bo odnalazłem prawdziwy dom. Potem doszła jeszcze złość na to, że tę studnię Życia ktoś umyślnie zakopał (zob. Księgę Rodzaju 26).

Uczył się ksiądz łaciny w szkole?

Nauczyłem się ledwie kilku słów. Tak naprawdę wziąłem się za to dopiero tuż przed seminarium. Nigdy nie służyłem do tradycyjnej Mszy przed wstąpieniem do seminarium w wieku 36 lat. Modląc się Liturgią Godzin każdego dnia po łacinie, powoli i w subtelny sposób oswajałem się z językiem Kościoła. Niektórzy ludzie boją się starego rytu, bo sądzą niesłusznie, że muszą znać łacinę, aby uczestniczyć we Mszy świętej. W rzeczywistości jej tajemnica przenika nas na wiele innych sposobów niż tylko werbalnie.

Czy zgodzi się ksiądz z Josephem Shawem, który napisał w „Catholic Herald”, że tradycjonalizm kwitnie za pontyfikatu papieża Franciszka?

W tradycyjnym katolicyzmie dziedziczymy żywy kanał łaski. Papież Franciszek nie zamierza niszczyć tak wielkiego daru! Modlę się więc i wierzę, że tradycjonalizm się odrodzi i rozkwitnie na nowo.

Dlaczego młodzi ludzie ciągną do tradycyjnej liturgii?

Bóg dopuścił, aby całe pokolenie katolików doznało liturgicznego wygnania. Ta generacja zaakceptowała antykoncepcję i aborcję, a mimo to wciąż przyjmowała Komunię Świętą. W tym samym czasie szerzył się homoseksualizm w niektórych seminariach a pederastia była tolerowana przez kapłanów. Jeżeli nowe pokolenie katolików gotowe jest sprzeciwić się tym strasznym występkom, dlaczego Bóg miałby nie pozwolić im powrócić do ziemi swoich przodków, czyli do świętej liturgii?

Jak doświadczenia z Birmy wpłynęły na księdza wiarę?

Wszędzie na świecie musimy zmierzyć się z problemem cierpienia i zła. To właśnie ta determinacja, by znaleźć odpowiedź na te pytania, motywowały mnie do wizyt w Birmie. Kiedy ją odnalazłem, byłem wstrząśnięty. W więzieniu Insein, odkryłem, że Chrystus jest Boską i żywą Miłością, w więzieniu Kengtung zaś nauczyłem się, że Święty Kościół katolicki jest Jego Ciałem. Na koniec zrozumiałem, że wielbiąc Boga, możemy przezwyciężyć świat.

W czerwcu 2014 roku wróciłem do Birmy. Spotkałem się z Aung San Suu Kyi i  Min Ko Naingiem. To była wielka radość. Kilka dni spędziłem z księdzem Normanem, którego nie widziałem od czternastu lat, kiedy to dwukrotnie odwiedził mnie w więzieniu i odprawił Mszę świętą. Jeśli Bóg potrzebuje mnie w Birmie, jestem gotów. On wie najlepiej. On jest Panem.

 
Tłumaczenie: Piotr Klinger
Źródło: http://issuu.com/latinmasssociety/docs/moawinter2015finalwebsitelr
Zdjęcie okładki książki napisanej przez księdza pochodzi z amazon.com

Siostry Eremitki proszą o pomoc

$
0
0
+ O Bonitas! 

O Dobroci! 

Minął rok od naszego zamieszkania w Pustelni na Mirowie (dzielnica  Częstochowy). 19 czerwca ks. abp Wacław Depo poświęcił naszą kaplicę. Dzięki dobroci wielu osób udało się odnowić obraz Matki Bożej Jasnogórskiej oraz zbudować ołtarz. 

Oprócz potrzeb liturgicznych są  jednak niestety takie całkiem przyziemne, jak konieczność zbudowania  nowego dachu. Stare pokrycie z cienkiej papy (obficie poklejonej) nie  nadaje się do ponownego łatania, przegniły również deski stanowiące  szkielet dachu. Nie jest on również ocieplony. Jedyną częścią dachu, jaką udało nam się wymienić, jest segment nad  kaplicą. Na więcej nie miałyśmy funduszy. Drugi segment został na zimę zabezpieczony pokrywą z grubej folii (widok na zdjęciu).


Nowy dach na pozostałej części będzie kosztował 15 tysięcy złotych. Jest  to głównie koszt materiału: drewna do konstrukcji, styropianu do  ocieplenia oraz nowoczesnej grubej papy termozgrzewalnej.  

Zwracamy się z pokorną prośbą o wsparcie nas w tej potrzebie. Ofiary można wpłacać na konto: Fundacja Biskupa Hugona Bank Pocztowy S.A. 
87 1320 1104 3006 5417 2000 0002  
tytułem: Pustelnia 

Z góry składamy wszystkim najserdeczniejsze „Bóg zapłać”  i zapewniamy o pamięci w modlitwie.  Zapraszamy do nadsyłania intencji modlitewnych na adres:  intencje@eremitki.pl.  

Laudetur Jesus Chrystus!  

ss. Eremitki 
Wspólnota Świętego Brunona z Kolonii  

Pustelnia Matki Bożej Jasnogórskiej  
Ul. Mirowska 322
42-202 Częstochowa"

Stary ryt, a ewangelizacja muzułmanów

$
0
0
O. Fabrice Loiseau SSMD
Na naszych stronach wielokrotnie ukazywały się informacje o potencjale, jaki w zakresie ewangelizacji posiada stary ryt. Warto odnotować, że osoby, ruchy, czy duchowieństwo związane z tą formą liturgiczną nie tylko starają się o powrót do Wiary i Kościoła odpadłych, niepraktykujących, nominalnych katolików, ale również nawracać osoby nigdy nie ochrzczone, czy wręcz te, które nigdy o Chrystusie nie słyszały. W kontekście ostatniego czasu i wydarzeń szerzenie Dobrej Nowiny wśród muzułmanów jest szczególnie godne podkreślenia.

Palmę pierwszeństwa dzierży Bractwo kapłańskie św. Piusa X. W okresie ubiegłych 40 lat w jego paryskim kościele Saint-Nicolas du Chardonnet, (jak również i w innych kaplicach i kościołach tego zgromadzenia) udzielono wielu chrztów byłym muzułmanom, którym wcześniej odmówiono tego sakramentu w innych, zatrutych jadem modernizmu kościołach katolickich we Francji.

Te działania zintensyfikowały się bardzo ostatnimi czasy. W 2005 roku we francuskiej diecezji Frejus-Toulon ojciec Fabrice Loiseau (wcześniej w Bractwie św. Piotra) założył Zgromadzenie Misjonarzy Bożego Miłosierdzia, którego charyzmat łączy w sobie sprawowanie sakramentów w Nadzwyczajnej Formie Rytu Rzymskiego, propagowanie kultu Bożego Miłosierdzia oraz ewangelizację wyznawców Islamu. Obecnie liczy ono 5 kapłanów i około 15 kleryków, a swą pracę misyjną wśród francuskich imigrantów z Maghrebu mogą oni wykonywać kierując personalną parafią św. Franciszka z Paoli położoną w ścisłym, historycznym centrum Toulonu zamieszkałym w dużej mierze przez tych ludzi.

Pisząc na ten temat, nie sposób nie napisać o corocznej tradycjonalistycznej pielgrzymce Paryż – Chartres, w której bierze udział chapitra Notre Damme de Kabylie – składająca się w nawróconych na Wiarę berberyjskich emigrantów z Kabylii (region obecnie w granicach Algierii i Tunezji zamieszkały w większości przez odmiennych zarówno kulturowo, jak i językowo od Arabów - Berberów – narodu, który w starożytności dał Kościołowi wielu świętych m.in. św. Augustyna). Idą w niej również małe grupy z Syrii, Iraku, czy Pakistanu, a także wielu pielgrzymów będących w przeszłości muzułmanami (o czym zawsze wspominają organizatorzy tej pielgrzymki). 

 Na koniec warto jeszcze wspomnieć Forum Ewangelizacji Muzułmanów odbywające się corocznie od kilku lat w jednym z miast Francji, w którym uczestniczy wielu duchownych ze zgromadzeń podległych Papieskiej Komisji Ecclesia Dei (np. wspomniany już wyżej ojciec Fabrice Loiseau, czy też ks. Guillaume de Tanoüarn z Instytutu Dobrego Pasterza).

Warszawa: Czuwanie z Niepokalaną... Zapraszamy!

Rok Święty Miłosierdzia Bożego: Lud Summorum Pontificum w Nursji i w Rzymie z J.E. abp Sample

$
0
0
Pielgrzymka Cœtus Internationalis Summorum Pontificum do Rzymu utrzymuje w żywotności w Kościele starożytną liturgię rzymską. Papież Franciszek (2015)
W uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny i w rozpoczęcie roku jubileuszowego, Cœtus Internationalis Summorum Pontificum (CISP) ma przyjemność potwierdzić organizację przyszłorocznej V-tej Międzynarodowej Pielgrzymki Ludu Summorum Pontificum do grobów świętych Apostołów. 

Pielgrzymka rozpocznie się w czwartek 27 października 2016 r. o godz. 15 wyjazdem pielgrzymów z Rzymu do Nursji, gdzie urodził się Święty Benedykt. W Nursji pielgrzymów przyjmą mnisi benedyktyńscy i J.E. abp Sample, arcybiskup Portland, który będzie przewodnikiem przyszłorocznej pielgrzymki. 

W piątek 28 października, arcybiskup Sample odprawi rano Mszę Świętą w bazylice w Nursji. Wieczorem pielgrzymi udadzą się do Rzymu, gdzie będą uczestniczyć w procesji ze świecami z okazji 10-lecia Instytutu Dobrego Pasterza. 

W sobotę 29 października, lud Summorum Pontificum przejdzie wraz arcybiskupem Sample przez Drzwi Święte i weźmie udział w Mszy Świętej pontyfikalnej celebrowanej w południe w bazylice św. Piotra na Watykanie (imię celebransa podamy w najbliższym czasie). 

W niedzielę 30 października, w uroczystość Chrystusa Króla, arcybiskup Sample zakończy V Międzynarodową Pielgrzymkę Ludu Summorum Pontificum celebrując uroczystą Mszę Świętą w kościele Trinità dei Pellegrini (w Rzymie).  

Informacja dotycząca pobytu w Nursji: Agencja Via Sacra odpowiada za organizację pobytu pielgrzymów w Nursji. Aby uzyskać więcej informacji i zapisać się (zapisy obejmują podróż autokarem z Rzymu do Nursji i z Nursji do Rzymu, kolację w czwartek i zakwaterowanie w Nursji) prosimy o kontakt z Marie Perrin info@viasacra.it, +33(0)628737779 lub pl.sumpont@gmail.com (w języku polskim).

Rekolekcje adwentowe z Mszą w rycie dominikańskim w Krakowie

$
0
0
Serdecznie zapraszamy na rekolekcje adwentowe "Podnieście głowy", inspirowane tradycyjnymi tekstami liturgicznymi. 

Rekolekcje będą odbywać się w kościele św. Idziego w Krakowie, przy ul. Grodzkiej 67, w dniach 16-18 grudnia (w środę, czwartek i piątek).
W planie codziennie śpiewana Msza Święta w rycie dominikańskim o godz. 18.30 i bezpośrednio po niej nauka rekolekcyjna, którą wygłosi o. Wojciech Gołaski OP 

Dla wiernych przygotowane będą teksty liturgiczne w układzie łacińsko-polskim.

Patronat nad rekolekcjami sprawuje Dominikański Ośrodek Liturgiczny. Wsparcie organizacyjne - Fundacja św. Grzegorza Wielkiego.

Podziękowania od Sióstr Franciszkanek Niepokalanej

$
0
0
Kochani Dobroczyńcy,

Niepokalana niech Państwu wynagrodzi za ofiary złożone w ostatnim czasie na potrzeby wyposażenia naszej kaplicy. Uzbierałyśmy więcej niż oczekiwałyśmy, co odzwierciedla bezgraniczną dobroć Boga, który jest zawsze hojny, ponad miarę hojny, w obdarowywaniu człowieka. Bóg zapłać!

Codziennie, za pośrednictwem Niepokalanej, modlimy się w Państwa intencjach. Niech Ona, cała piękna i nieskalana towarzyszy Państwu, obdarza wszyskimi potrzebnymi łaskami i przygotuje do owocnego przeżycia Świąt Bożego Narodzenia.

In Corde Matris
s.M. Assunta Wąchała
Siostry Franciszkanki Niepokalanej


-----------------------

Kończymy naszą zbiórkę dla Sióstr Franciszkanek. Zebraliśmy ponad 6 tys. złotych. Opublikujemy szczegółowe rozliczenie naszej akcji gdy tylko wydamy te pieniądze zgodnie z potrzebami Sióstr.

Stowarzyszenie Una Voce Polonia 
Viewing all 593 articles
Browse latest View live