W poniedziałek 7 września 2015 r. dr Peter Kwasniewski (jeden ze stałych współpracowników portalu Rorate Caeli, osoba znana miłośnikom tradycyjnej liturgii) wygłosił wykład na Franciszkańskim Uniwersytecie Steubenville. W wydarzeniu wzięła udział duża liczba studentów, członków kadry oraz pracowników. Rorate Caeli z satysfakcją publikuje pełny tekst wykładu.
To dla mnie zaszczyt i radość być tutaj dzisiejszego wieczoru. Jestem wdzięczny dr Michaelowi Sirilla za zaproszenie do wygłoszenia wykładu na Uniwersytecie Steubenville, który przez tak wiele lat utrzymał reputację szkoły, gdzie nasz Pan Jezus Chrystus jest “królem i centrum wszystkich serc” i gdzie wiara katolicka jest nauczana, praktykowana i otaczana miłością. Z bardziej osobistej strony, mam poczucie, że zatoczyłem koło. Kiedy wykładałem na Programie Austriackim w Kartause Gaming (program prowadzony przez Uniwersytet Steubenville w dawnym klasztorze Kartuzów w Gaming, w Austrii, przyp. tłum.) poznałem wielu wspaniałych ludzi z tego uniwersytetu, jednak nigdy nie miałem szansy odwiedzić macierzystego kampusu.
Podczas pracy nad tą prelekcją doszedłem do wniosku, że mój tytuł “Stara Msza i Nowa Ewangelizacja” zasługuje właściwie na książkę, a nie tylko na wykład. Postanowiłem ograniczyć się do aspektu, który wydaje się szczególnie owocny - “po długiej zimie racjonalizmu”, nawet jeśli temat ten można ująć z tak wielu perspektyw [1].
Odkrywanie dawnej Mszy na nowo
Zacznę od kilku faktów. Uczestnictwo katolików we Mszy stale się zmniejsza, żeby nie powiedzieć, że drastycznie spada, mniej więcej od roku 1965. Roku, w którym zaczęto wprowadzać olbrzymie zmiany w sposobie celebrowania Mszy, który obowiązywał od wieków [2]. Z drugiej strony, od roku 1984, w którym Papież Jan Paweł II zwrócił się do biskupów z prośbą o umożliwienie celebracji Mszy usus antiquor, czyli starszego obrządku rytu rzymskiego, a szczególnie od kiedy motu proprio papieża Benedykta XVI z 2007, które zniosło wymóg uzyskiwania pozwolenia na celebrację, liczba kapłanów sprawujących tę Mszę oraz liczba uczęszczających katolików stale wzrasta. Od 2013 roku ponad 1000 kapłanów w Ameryce Północnej ukończyło formalny kurs przygotowujący do celebracji Mszy w nadzwyczajnej formie. W 1998 w całych Stanach było tylko ok. 20 miejsc, gdzie znaleźć można było tradycyjną Mszę w niedzielę; dzisiaj liczba ta wzrosła do prawie 500. [3] W odpowiedzi na oczywiste zapotrzebowanie części studentów, kadry i pracowników, katolickie szkoły i uniwersytety włączają mszę trydencką do swojej posługi kapłańskiej. Niektóre zgromadzenia zakonne obrały usus antiquorjako swoją drogę życia lub nawet przyjęły tę formę jako wyłączną, czego skutkiem jest nagły wzrost powołań. Średnia wieku katolików uczęszczających do parafii, gdzie sprawuje się Mszę tradycyjną jest niższa niż narodowa średnia, podczas gdy średnia wielkość rodziny jest większa. [4] Jest to tętniący życiem, młody, kwitnący i rozwijający się ruch. Jak zauważył papież Benedykt XVI w 2007 roku:
Zaraz po Soborze Watykańskim II można było przypuszczać, że prośba o korzystanie z Mszału z 1962 r. ograniczałaby się do starszego pokolenia, które dorastało przy nim, z czasem jednak okazało się wyraźnie, że również młode osoby odkrywają tę formę liturgiczną, odczuwają jej atrakcyjność i odnajdują w niej szczególnie właściwą dla siebie formę spotkania z Tajemnicą Najświętszej Eucharystii. [5]
Dlaczego to wszystko się dzieje? Dlaczego reforma liturgiczna lat 60 i 70 nie wywołała w Kościele nowej wiosny? [6] Co w takim razie jest tajemnicą atrakcyjności Mszy trydenckiej? Jaki jest powód lub powody tego zaskakującego odrodzenia mającego miejsce dzisiaj, kiedy większość osób uczestniczących i celebrujących jest urodzona po roku 1970? I w jaki sposób ten rozwój jest dobry dla Kościoła i Nowej Ewangelizacji?
Aby poprawnie odpowiedzieć na te pytania, musimy dobrze zrozumieć, czym jest Nowa Ewangelizacja i jaka jest w niej rola liturgii. Odpowiedź można sformułować na wiele sposobów, jednak biskup Dominik Rey ujął to bardzo zwięźle:
Nowa Ewangelizacja to nie idea albo program — to potrzeba, aby każdy z nas doświadczył osobistego, głębokiego spotkania z Chrystusem i stał się przez to bardziej zdolnym do prowadzenia innych ku Niemu. Jedyna droga do tego celu prowadzi przez liturgię świętą i jeśli liturgia jest w jakiś sposób nie taka, jaka powinna być, albo ja nie jestem odpowiednio przygotowany, to spotkanie z Chrystusem będzie utrudnione, Nowa Ewangelizacja na tym ucierpi. Historia ewangelizacji na przestrzeni wieków pokazuje, jak wielcy misjonarze byli też ludźmi wielkiej modlitwy i autentycznej pobożności. Pokazuje także związek pomiędzy jakością i głębią życia liturgicznego a dynamizmem apostolskim. Nowa Ewangelizacja musi zostać zakorzeniona w głębokiej eucharystycznej i liturgicznej odnowie. [7]
Rozważając słowa biskupa Reya, możemy sformułować tezę. Jeśli stara Msza pomaga ludziom “doświadczać osobistego, głębokiego spotkania z Chrystusem”, jeśli pomaga nam stać się “ludźmi wielkiej modlitwy i autentycznej pobożności”, jeśli udziela ponadprzeciętnej “jakości i głębi”, to jest ona i w dalszym ciągu będzie jednym z najistotniejszych elementów Nowej Ewangelizacji.
Chciałbym posłużyć się eksperymentem, lub podejściem indukcyjnym i przyjrzeć się, co sami katolicy odpowiadają zapytani o to, co uderzyło ich we Mszy trydenckiej, gdy uczestniczyli w niej po raz pierwszy. Osobiste świadectwa są szeroko dostępne. [8] Zacznijmy od kilku przedstawionych przez młodych dorosłych katolików.
Bardziej zwracałem uwagę na to, co robi ksiądz, co mnie zaskoczyło. Zwrócenie się przez niego twarzą ku ołtarzowi było odświeżające, podobało mi się podkreślenie faktu, że ksiądz jest jednym z nas, patrzących w kierunku Boga, reprezentującym nas. Zapach kadzidła, klęczenie podczas komunii, noszenie mantylek, cicha modlitwa — wszystko skoncentrowane na Bogu ze czcią i skromnością. Nie byłem także rozpraszany przez księdza lub ministrantów. [9]
Oto inne świadectwo:
To była Missa Cantata, Msza śpiewana. Dotychczas znałem tylko Msze ludowe, gdzie ludzie śpiewali “Kumbaya” i pierwszą rzeczą, która mnie uderzyła była autentyczna powaga. Byłem zdumiony podniosłą atmosferą, udzielającą się wiernym i kapłanowi. Po raz pierwszy czułem się naprawdę skoncentrowany na mszy. Pierwszą rzeczą, która mi się podoba jest cisza, która daje możliwość medytacji i kontemplacji. Lubię myśleć o sobie jako o znajdującym się u stóp krzyża. [10]
I trzecia reakcja:
To było tu [na Oxfordzie], gdzie po raz pierwszy doświadczyłem Mszy po łacinie. To była Msza solenna i było to prawdopodobnie najpiękniejsze doświadczenie, jakie kiedykolwiek przeżyłem. Chociaż teraz znam liturgię, rozumiem, co dzieje się przy ołtarzu i potrafię odpowiadać po łacinie, w mojej ignorancji w tamtym szczęśliwym dniu na Oxfordzie doświadczałem tamtej Mszy jak niewidome dziecko, wyobrażając sobie anioły śpiewające na wysokościach, jako że ze względu na obce miejsce byłem zbyt zawstydzony, aby odwrócić się i rzucić okiem na chór. Stare ryty niosą ze sobą niezrównaną podniosłość. [11]
I jeszcze jedna, pochodząca od waszej studentki, Mary Bonadies, opowiedziana w tegorocznym letnim wydaniu “Franciscan Way”. Mary opowiada o jej doświadczeniu śpiewania w chórze podczas pierwszej tradycyjnej mszy, w której uczestniczyła:
To otworzyło przede mną cały nowy świat. Po zakończeniu liturgii wzruszyłam się i rozpłakałam, ponieważ nigdy wcześniej nie doświadczyłam takiego piękna. [12]
Para młodych ludzi planujących swój ślub w październiku tego roku w kościele St. Walburge’s w Preston, Lancaster tak opowiedzieli o swojej drodze:
Moja narzeczona i ja, będąc ateistami, zostaliśmy oboje przyciągnięci do wiary katolickiej poprzez piękno Mszy w nadzwyczajnej formie. Byliśmy urzeczeni liturgiczną muzyką, tradycją i szacunkiem, z jakim ludzie uczestniczyli w ofierze. To wyzwoliło w nas ciekawość wiary i doprowadziło nas w końcu do wstąpienia w szeregi Kościoła. [13]
Aby pokazać, że takie relacje są domeną nie tylko młodych ludzi, poniżej dwa świadectwa starszych osób:
Byłem skoncentrowany podczas całej Mszy. Czułem się bardziej uduchowiony i czułem większą łączność ze Mszą, ponieważ nie była ona w języku angielskim. Wyglądała dużo bardziej poważnie, nie było ściskania rąk i tym podobnych rzeczy. Wszyscy byliśmy skoncentrowani na Mszy bardziej niż na kapłanie. Często na Mszy zbyt duży nacisk położony jest na charakter księdza, w tej Mszy tak nie było. Czułem, że słucham intensywnie. Czułem się naprawdę wyjątkowo, nigdy nie myślałem w ten sposób o Mszy przez ostatnie 40 lat. [14]
Przez przypadek odkryłem kaplicę kościelną w New Brighton i Mszę w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego. Zostałem w jednej chwili przeniesiony do innego świata. Rzucająca się w oczy duchowość, szacunek i pobożność, którą dostrzegłem wśród wiernych i kleru poruszyła mnie do tego stopnia, że zostałem niemalże sparaliżowany i od razu zdałem sobie sprawę, że odnalazłem coś, czego nieświadomie poszukiwałem. Ta cudowna szansa na zbliżenie się do Boga, po raz pierwszy od wielu lat, i na wejście z Nim w relację dużo głębszą, niż sądziłem że jest możliwa, jest czymś, co mogłem odnaleźć tylko we Mszy trydenckiej. [15]
Te świadectwa pokazują, że ludzie odnajdują w tradycyjnej Mszy coś specjalnego, coś, czego nigdy nie doświadczyli nigdzie indziej. Mając na uwadze różnice w rozłożeniu akcentów i w użytym słownictwie, w relacjach wszystkich osób można wyróżnić trzy doświadczenia. Pierwsze, stara Msza jest teocentryczna, zorientowana na Boga, “wertykalna”, sugerująca transcendencję. Po drugie, jest chrystocentryczna, podkreślająca kapłaństwo Chrystusa i Jego największą ofiarę na Kalwarii oraz uwypuklająca służebną rolę kapłana działającego in persona Christi, przy jednoczesnym umniejszeniu jego indywidualnego ego. Po trzecie, jest zorientowana na świętość, podkreśla świętość rytuału, oddanie i cześć, które powinny charakteryzować nasze podejście do Boga, specyficzne sposoby przeżywania niesamowitej i fascynującej tajemnicy istnienia Boga, z cichym podziwem, świętą bojaźnią i wysoką świadomością własnego życia wewnętrznego, zdolności do medytacji i kontemplacji. [16]
Innymi słowy, Msza usus antiquor pozostaje w zgodzie z wielką sakramentalną zasadą, aby wykonywana czynność oddawała istotę sakramentu. [17] Jeśli Najświętsza Ofiara Mszy jest rzeczywiście niesamowitą tajemnicą, rzeczywistością tak cudowną i świętą, że nie jesteśmy w stanie objąć jej naszymi skończonymi umysłami, a której tylko możemy się poddać i zostać przez nią uniesionymi, to powinna ona przychodzić do nas w taki właśnie sposób. Święte spotkanie z transcendentnym Bogiem powinno wyglądać i dawać poczucie świętości i transcendencji. Powinno oznaczać to, czym jest i być tym, co oznacza. Jeśli liturgia działa tak, jak powinna, będziemy pokorni znajdując się w jej centrum, skłonieni do modlitwy, poruszeni śpiewem, przywiedzeni do ciszy, wciągnięci w niewidzialne, zwróceni do wnętrza naszych dusz i na zewnątrz ku absolutnemu prymatowi Boga. Msza tradycyjna spełnia te wszystkie zadania nad wyraz dobrze. Rodzi się zatem pytanie dlaczego jest ona tak skuteczna? Jak to działa?
Powszechne zastrzeżenia i błędy w rozumowaniu
Możemy odpowiedzieć na to pytanie rozważając jedno z najczęściej występujących zastrzeżeń co do odrodzenia tradycyjnej Mszy: “Podczas tej Mszy używa się starożytnego języka, którego nikt już dziś nie używa. Wiele momentów jest cichych, więc nie można usłyszeć, co mówi ksiądz. Ceremonie są złożone i trudne do śledzenia. Śpiew jest w dziwnym stylu, który nie koresponduje z dzisiejszą popkulturą. Wszystkie te rzeczy sprawiają, że dla współczesnego człowieka stara Msza jest nieodpowiednia i trudna w odbiorze. Na przestrzeni wieków poprzedzających Sobór Watykański II msza stała się nieprzystępna, dlatego wymagała zmiany języka na narodowy, uproszczenia i zaadaptowania do współczesnego myślenia i zachowania.”
Jest to zastrzeżenie, z którym można spotkać się często. Jest ono również usprawiedliwieniem dla wszelkich zmian. Pozostający pod wpływem racjonalizmu architekci nowoczesnego rytu rzymskiego zrobili wszystko, co w ich mocy, aby uczynić liturgię bardziej zrozumiałą, transparentną i dostępną (przynajmniej w ich oczach). Jak na ironię, zmiany te oznaczały jednocześnie ogromny spadek zdolności liturgii do wyrażania i komunikowania tajemnic wiecznego i nieskończonego Boga oraz świętych misteriów Chrystusa w Jego boskim człowieczeństwie. W ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat prawie każdy zdał sobie w pewnym momencie sprawę, że mistyczny charakter Mszy się ulotnił. To nie jest tylko poboczny problem; jest to problem, który uderza w samą istotę i ostateczny cel liturgii jako boskiego kultu. [18]
Najbardziej podstawowym faktem naszego istnienia jest nasza potrzeba Boga — nie boga stworzonego przez nas samych, który pasuje do naszych mentalnych kategorii, ale Boga, który przekracza wszystko o czym możemy pomyśleć i co możemy sobie wyobrazić. [19] Zadaniem liturgii jest doprowadzenie nas do Boga prawdziwego, aby zaspokoić naszą potrzebę obcowania z Nim. “Tyś mnie dotknął” mówi św. Augustyn, “a oto płonę pragnieniem Twojego pokoju”. [20] Jeśli liturgia ma nas przywieść do realnej obecności suwerennej tajemnicy Boga, musi nakładać na nas poważne wymagania, w imię Boga. Podążając za logiką krzyża, będzie nas wypróbowywać jak złoto w ogniu, aby przekonać się czy jesteśmy godni oraz czynić nas coraz mniej niegodnymi. Wierzący, dla swojego własnego dobra, potrzebuje, aby liturgia była mocna, nieuchwytna i fascynująca. “Gęstość” starej liturgii [21] lepiej wyraża i wpaja tajemnice wiary. Jej warstwy modlitwy, symboliki, ceremonii i śpiewu, nawet w swojej oczywistej cudzoziemskości, posiadają moc przemawiania prosto do duszy i wywoływania wewnętrznej odpowiedzi. [22]
Transparentność i nieprzejrzystość
Tradycyjne liturgie, wschodnia i zachodnia, posiadają wewnętrzne nagromadzenie treści i znaczeń, które wymagają naszej odpowiedzi. Ta odpowiedź, jednak, nigdy nie jest w pełni adekwatna, satysfakcjonująca i wyczerpująca: zawsze mogliśmy modlić się lepiej, zawsze jesteśmy zdominowani przez rzeczywistość. Nigdy nie dojdziemy do punktu, w którym w pełni zrozumiemy liturgię, wzruszymy ramionami i stwierdzimy “cóż to było miłe, co dalej?”. Przeciwnie, liturgia, która próbuje być kompletnie zrozumiała, w sensie nie posiadania żadnych aspektów, które są nieprzejrzyste, nieprzeniknione lub zewnętrzne, jest źle dopasowana i zniechęcająca dla człowieka jako dla bytu obdarzonego intelektem. Nie daje mu niczego, w czym mógłby “zatopić swoje zęby”, pozostawia jego najwyższe zdolności “na lodzie”, zajmuje jego niższe zdolności małymi, pretensjonalnymi ćwiczeniami. [23]
Sedno sprawy jest całkiem inne, niż reformatorzy liturgii zakładali. Dla nich liturgia powinna być transparentna, abyśmy mogli przez nią patrzeć. Ale zupełna przezroczystość oznacza zupełną niewidzialność. Okno, które jest doskonale czyste i przezroczyste to okno, o które zabija się ptak, wlatując w nie, bo przestało ukazywać się jako okno, jako paradoksalna bariera, która wpuszcza światło. W tym życiu nie posiadamy w pełni boskiego światła, lecz jego oczyszczający, oświecający i jednoczący blask płynie do nas poprzez liturgiczne modlitwy, ceremonie i symbole. Jeśli chcielibyśmy porównać liturgię do okna, byłaby ona witrażem, gdzie kolory i kształty szkła, historie, które opowiada i tajemnice, które wyraża, są zarówno tym, co widzimy jak i tym, przez co widzimy światło.
Chrystus pojawia się w naszym centrum poprzez liturgię i niezwykle istotne jest, abyśmy stanęli naprzeciw liturgii, aby w sposób namacalny doświadczyć Jego fizyczności, Jego oporu na naszą presję, Jego inności, jako warunku naszej jedności z Nim. Nie możesz poślubić idei czy koncepcji, możesz poślubić tylko osobę z krwi i kości, która nie jest tożsama z tobą; warunkiem koniecznym jedności jest odmienność. To dlatego tak bardzo niebezpieczne dla ludzi jest myślenie o sobie jako o twórcach czy innowatorach liturgii i zachowanie stosowne do tego sposobu myślenia — czy to przed, czy po przyjściu Chrystusa.
Mówiąc o złotym cielcu, będącym zbiorowym upadkiem Izraela i paralelą do upadku Adama, Józef Ratzinger pisze:
Ludzie nie mogą poradzić sobie z niewidzialnym, odległym i tajemniczym Bogiem. Chcą Go sprowadzić na dół, do ich własnego świata, który widzą i rozumieją. Kult nie jest już skierowany w górę ku Bogu, ale sprowadza Boga na dół, do ludzkiego świata. Bóg musi być tam wtedy, kiedy jest potrzebny i musi być taki, jaki jest potrzebny. Człowiek wykorzystuje Boga i w rzeczywistości, nawet jeśli nie jest to wprost odczuwane, stawia siebie ponad Bogiem. To prowadzi nas do drugiego punktu. Kult złotego cielca jest samogenerującym się kultem. Kiedy Mojżesz pozostaje na górze zbyt długo, a Bóg wydaje się coraz bardziej niedostępny, ludzie zaczynają ściągać go na dół. Kult przeradza się w festiwal, który wspólnota sobie funduje, w którym afirmuje samą siebie. Zamiast być kultem oddawanym Bogu, staje się kręgiem zamkniętym w ramach wspólnoty — jedzeniem, piciem i weseleniem się. Wtedy liturgia rzeczywiście traci swój sens i co gorsza, staje się apostazją od żywego Boga, apostazją w sakralnym przebraniu. [24]
Jak długo myślimy i działamy w taki sposób, wystawiamy się na poważne niebezpieczeństwo przytulania się nawzajem zamiast spotykania Chrystusa, patrzenia w odbicie jak Narcyz i zakochiwania się w swojej własnej refleksji. Nikt nie może być prawdziwie posłusznym czemuś, co sam ustanowił, czemuś, co jest emanacją jego woli i ostatecznie pozostaje pod jego władzą. [25] Nauczyciel nie jest posłuszny samemu sobie, król nie jest uległy swojej własnej woli. Jak Ratzinger często zauważa w swoich tekstach, prawdziwa liturgia przychodzi do nas przekazana przez łańcuch tradycji, dyktuje nam nasze miejsce, zachwyca nas swoją własną formą i kształtuje nas w zgodzie ze swoją świadomością, kolektywną świadomością Kościoła, nie żadnej konkretnej komisji ani nawet konkretnego papieża. [26]
Drzwi do świętości
Pozwolę sobie na inny przykład. [27] Drzwi są użyteczną rzeczą — pozwalają nam na przechodzenie z jednej przestrzeni do drugiej, jednocześnie utrzymując zewnętrze na zewnątrz, a wnętrze w środku. Jako takie drzwi mogą być pominięte, z wyłączeniem funkcjonalności, jakiej dostarczają. Na ogół nie myślimy o drzwiach, których używamy codziennie w domu czy w pracy. Można powiedzieć, że znajdują się one na peryferiach naszej uwagi, zaledwie na tyle, aby przez nie przejść.
Ale są przynajmniej dwie sytuacje, w których nasze doświadczenie drzwi jest całkiem odmienne. Pierwsze, kiedy udajemy się w ważne miejsce po raz pierwszy — biuro prominentnej osobistości, jak biskupa lub prezydenta, albo dom rodzinny mojego chłopaka lub dziewczyny. Takie drzwi mogą być dość onieśmielające, ponieważ symbolizuje one dla nas barierę, próg, test, punkt bez powrotu. Takie drzwi wydają się mieć osobowość: stanowią wyzwanie, zachęcają do wejścia, albo szepczą, że nie jesteś gotowy i byłoby lepiej, gdybyś zawrócił. Takie drzwi stają się czymś więcej niż zwykłymi drzwiami, są symbolem niewiadomego, znakiem nieznajomej osoby. Drugie doświadczenie to masywne, bogato zdobione drzwi, jakie znaleźć można w wielkich katedrach lub nawet w wielu skromniejszych kościołach z ubiegłych wieków. Zwróć uwagę co się stało. Drzwi, w swoim pochodzeniu rzecz zupełnie utylitarna, teraz stają się rzeczywistością rządzącą się swoimi prawami, stają się Chrystusem, który jest drzwiami, bramą, wejściem. Te drzwi to coś więcej niż drzwi, to coś znaczącego i pięknego w swojej istocie. W swojej dziwnej wspaniałości są nie tylko czymś, przez co po prostu przechodzimy, ale czymś, co bierzemy do siebie przechodząc przez nie, czymś, czemu poświęcamy siebie podczas gdy zostajemy przyjęci. Jeśli, jak we wspaniałych wejściach do średniowiecznych kościołów, obraz Chrystusa jest wkomponowany w drzwi, niejako obejmuje On nas, a my obejmujemy Jego. W tym momencie nie możemy już powiedzieć, że te drzwi są tylko drzwiami. Są znakiem i rzeczywistością, która przekracza swoją użyteczność, jak prawdziwy przyjaciel nie jest tylko użyteczny, ale także uprzejmy i szlachetny.
Jak to wszystko ma się do liturgii? Liturgia nie jest tylko środkiem do celu, ale celem samym w sobie: znakiem i rzeczywistością, jak drzwi. Wymaga od nas i zasługuje na naszą pobożną uwagę i nasze poddanie się jej własnemu językowi, podczas gdy przechodzimy przez nią do niebieskiego Jeruzalem. Kiedy przechodzimy przez liturgię, nie zostawiamy jej za sobą ani nie zapominamy o niej, ale przyswajamy ją, a ona przyswaja nas. Może to zabrzmieć dziwacznie, ale możemy pomyśleć o Kościele jako o jednych wielkich drzwiach do Nieba i w tym sensie nigdy nie przestajemy przez nie przechodzić. Tak samo jest z liturgią. Dlatego też, jak w przypadku wspaniałych drzwi starego kościoła, liturgia także powinna być masywna, rozbudowana i bogato zdobiona. Mówimy, moim zdaniem elokwentnie, o “chodzeniu na Mszę”, tak jakby celem była Msza. Takie stwierdzenie ma w sobie sporo prawdy: powinniśmy chodzić na Mszę i kiedy już na niej jesteśmy, włączamy się w tajemnice, które są przez nią przenoszone i wyrażane. Msza nie powinna być przezroczysta, by stanowić połączenie z Bogiem. W tym sensie drzwi kościoła są jak witraż, a liturgia ma w sobie coś z obu tych rzeczy — nie jak nowoczesne, minimalistyczne drzwi industrialnej manufaktury albo przeszklone powierzchnie.
W języku angielskim funkcjonuje dojmujący idiom “patrzeć przez coś”, oznaczający odsłonięcie pustki lub uwidocznienie pozy. Jeśli możemy “patrzeć przez” liturgię, jeśli nie wprowadza ona symboli i znaków, tak jak witraż albo wspaniałe drzwi, przestajemy ją dostrzegać, zaczynamy uważać za coś oczywistego i w pewnym momencie to my stajemy się jej centrum, jak we wspomnianej analizie Ratzingera dotyczącej złotego cielca. W powstałej w wyniku tego pustce, musimy wymyślać coś kreatywnego, coś co zajmie nas i naszą publikę, albo musimy mocno grać na emocjach, ponieważ nie jesteśmy zanurzeni w pełni i gęstości tradycyjnej, teocentrycznej liturgii. [28] W sposób nieunikniony tego rodzaju wypełnianie pustki lub wypełnianie martwych przestrzeni w pewnym momencie przestaje bawić ludzi, którzy odchodzą, nierzadko na zawsze. Jest to tragiczna konsekwencja nierespektowania dostojeństwa, obcości i wyjątkowości liturgii oraz prób przesunięcia podejścia w stronę poufałości, która jest dla liturgii obca.
Dostępność i nieuchwytność
Przejdźmy teraz do kwestii znudzenia. Nietrudno zauważyć, że totalna dostępność równa się znudzenie. Jednym z powodów, dla których współczesny mieszkaniec Zachodu jest nieszczęśliwy, jest zbyt duża i łatwa dostępność wszelkich dóbr. Jesteśmy zalani jedzeniem i piciem, obładowani ubraniami, żyjemy w komforcie; seksualne podniety są przytłaczająco wszechobecne; możemy dotrzeć gdzie chcemy szybko i łatwo, tylko że nie wiemy dokąd zmierzamy ani po co tam zmierzamy. O co się mamy starać, na co mieć nadzieję, za co cierpieć, za co się poświęcać? Wartość naszych celów spada proporcjonalnie do ich trywialności i łatwości ich osiągnięcia. Czy współczesny człowiek ma transcendentnego Innego, któremu może się poddać, nieuchwytny cel, który go fascynuje i wabi, jest zawsze tuż za rogiem, ale nigdy w zasięgu ręki? Nie, współczesny człowiek jest uwięziony w doczesności, codzienności, przyziemności, przewidywalności, w nieustannej pogoni za zaspokajaniem skończonych potrzeb. To wszystko staje się dość nużące. Nic dziwnego, że chroniczne znudzenie stało się psychologiczną epidemią. Widzimy co się dzieje, gdy stworzenie, stworzone z wiecznej idei i przeznaczone do wieczności, stworzone przez Nieskończonego dla nieskończoności, uwięziło siebie samego w skończoności i tymczasowości.
Jakie są liturgiczne implikacje tej kwestii? To dość proste, liturgia, aby była prawdziwa w stosunku do Boga i w stosunku do człowieka stworzonego na podobieństwo Boga, nie może być w pełni “dostępna”, a próba uczynienia jej taką będzie skutkowała tylko degradacją. Uczynić liturgię oczywistą, łatwą i prostą to sprawić, że przestaje ona być liturgią. Jeśli liturgia zaczyna przystawać do człowieka w jego tymczasowości i skończoności, w tym samym stopniu zaczyna odstawać od Boga i nieśmiertelnej duszy człowieka, stworzonej na obraz Boga. Ta zasada dotyka każdego aspektu liturgii.
Na przykład, muzyka sakralna nie powinna uwypuklać doczesności poprzez mocny, regularny rytm ani skończoności poprzez wpadające w ucho, proste frazy melodyczne. Chorał gregoriański w najwyższym stopniu odpowiada liturgii i służy za najdoskonalszy model muzyki sakralnej, między innymi ze względu na brak akcentowanego metrum, luźny rytm i pełne wdzięku, okrągłe melodie, splecione ze słowami w jedno ciało, pozostawiając za sobą przewidywalne prawidłowości tego świata i przenosząc nas w niebiańską sferę, świat boskiego piękna. Szaty noszone przez kapłanów nie mogą wyglądać jak poliestrowe kotary, które mogłyby wisieć na karniszu w domu zaprojektowanym przez Franka Lloyda Wrighta [amerykański architekt modernistyczny, 1867-1959, przyp. tłum.]. W bogactwie kolorów i wyhaftowanych symboli, w swoim splendorze i wyjątkowości, szaty liturgiczne powinny doprowadzać do granic to, czym ubiór może być, powinny w pełni oddawać znak niewidzialnego ubioru piękna łaski uświęcającej. [29] Naczynia sakralne umieszczone na ołtarzu ofiarowania powinny być wykonane z olśniewających, drogocennych metali, a kielich powinien być inkrustowany kamieniami szlachetnymi, pokryty zdobieniami, grawerunkami i wszystkim, cokolwiek sprawi, że wyróżniał się on będzie jako “ten przesławny kielich”, który nasz Pan weźmie w swoje święte i czcigodne ręce, by napełnić go Jego drogocenną Krwią, “która wszystkich nas Jedną kroplą może obmyć z win i zmaz.” [30] Wszystko w liturgii musi wyrażać najświętszą, transcendentną i szlachetną ofiarę miłości oraz dziękczynienie.
Pozwolę sobie podsumować mój argument przeciwko liturgicznemu racjonalizmowi. Liturgia, która jest w pełni zrozumiała jest nieistotna, ponieważ nie wymaga już od nas zaangażowania w najgłębszą i najpełniejszą odpowiedź, jakiej możemy udzielić, angażując masze zmysły, wyobraźnię, pamięć, intelekt i wolę. Liturgia, która jest zupełnie transparentna staje się niewidoczna i w końcu ignorowana, ponieważ przestaje przykuwać naszą uwagę w tym najważniejszym momencie, w którym niewidzialny Bóg staje się widzialny w nieziemskich znakach i symbolach, tak jak światło, które staje się narracyjne przechodząc przez witraż. Liturgia, która jest w pełni zrozumiała staje się nużąca, gdyż jest zbyt niewymagająca w odbiorze. Jak uczą nas mistycy, Bóg jest naszym suwerennym kochankiem, który zabiega o rodzaju ludzki poprzez długie i niepewne zaloty. My w odpowiedzi gonimy Go z westchnieniem, jękiem i łzami, stale na tropie, łapiąc od czasu do czasu okruchy rozpłomieniające nasze serce. Jeśli wiemy, co robimy, nie ma w tym nic szybkiego, prostego ani nużącego. Liturgia to dożywotnie zaloty, emocjonująca pogoń, eksploracja nowego świata, w którym nie jesteśmy zdobywcami, ale schwytanymi. Liturgia jest naszą ucztą weselną, antycypowaną i na swój sposób już obecną. Ale nawet tego typu metafory są dalece niewystarczające, by opisać tę rzeczywistość, mimo, że sięgają granic języka. To powinno być także naszym doświadczeniem liturgii — tajemnica, która przekracza granice naszego języka, naszych myśli, naszych uczuć, która wabi nas, abyśmy zagłębiali się w nią coraz bardziej.
To właśnie tradycyjne liturgie Kościoła, zarówno wschodniego jak i zachodniego, perfekcyjnie oddają i wypełniają te nieodłączne wymagania i ludzkie potrzeby. Nie są one od razu w pełni zrozumiałe, ale nieprzejrzyste, wielowarstwowe, kosmiczne w swoim zakresie, bogate w paradoks, głoszące niewysłowioną najświętszą ofiarę; nie są transparentne, ale, jak przegroda prezbiterium czy ikonostas, stoją przed nami i wśród nas, pośrednicząc w przekazie niedostępnego Światła. Nie są łatwo dostępne, ale rygorystyczne, wymagające samodyscypliny [31], naszej konwersji do czegoś obiektywnego, znajdującego się na zewnątrz nas, uprzedzającego nas, przewyższającego nas i będącego dla nas normatywnym. Tradycyjna liturgia dyktuje nasz sposób zaangażowania, nie leży w naszych kompetencjach mówienie jej czym powinna być i jak powinna się zachowywać. W tym sensie wielkie liturgie chrześcijańskiej tradycji — Msza Grzegorza Wielkiego, skodyfikowana przez św. Piusa V, ryt ambrozjański, ryt mozarabski święta liturgia św. Jana Chryzostoma albo św. Bazylego Wielkiego — są wyjątkowymi darami przekazanymi przez Boga swojemu Kościołowi na ziemi, poprzez które nasza przemożna potrzeba Boga jest poruszona i zaspokojona, a nieodgadniona “tęsknota” Boga za człowiekiem sięga w dół i woła do nas o odpowiedź, której On oczekuje, o odpowiedź, która jest tak prosta jak Bóg i tak złożona jak człowiek.
Nowe spojrzenie na prostotę i złożoność
Wcześniej wspomniałem o niebezpieczeństwie prostoty i uroku złożoności. Chciałbym to jednak uściślić, ponieważ zarówno prostota jak i złożoność może być dobra lub zła. Jeśli, ze względu na to jak rzeczy zostały zrobione, na pierwszy rzut oka możesz zobaczyć, że Msza jest czynnością ofiarną, w której nasz Pan i Bóg jest obecny i dostępny dla naszej adoracji, to jest to dobra prostota; coś, co jest dostrzegalne dla najmłodszego dziecka i zarazem wywołuje podziw u najstarszego uczestnika. Z drugiej strony, jeśli Msza przywodzi na myśl protestanckie studiowanie biblii połączone z serwisem komunijnym, powodem jest złe uproszczenie. Podobnie, jeśli po zanurzeniu w Mszę czujesz się lekko skołowany jej bogactwem oddziałującym na wszystkie zmysły i myśli, to jest to dobra złożoność. Ale jeśli na Mszy występuje wiele niespójnych i przeszkadzających elementów, sprawiających, że ledwo możesz się modlić i czekasz tylko na koniec, to jest to przykład złej złożoności.
Kluczem do takiego rozróżnienia jest rozważenie różnicy pomiędzy racjonalizmem, który sprowadza wszystko w dół do naszego poziomu, a mistycyzmem, który wznosi nas ku boskości. Pierwsze podejście próbuje racjonalizować rzeczywistość, aby móc ją kontrolować, próbuje zamknąć transcendentną tajemnicę w zgrabne formuły, bezustannie mówi, jak gdyby do stworzenia obrazu wieczności wystarczyło odpowiednio wiele słów. Stara liturgia rozumie to lepiej [32]: ksiądz modlący się przy ołtarzu, przede wszystkim zwracający się do Boga w imieniu wszystkich zgromadzonych; schola śpiewająca antyfony i psalmy; unoszące się kadzidło i dźwięk dzwonków; wierni śledzący mszały lub modlący się na różańcach, śpiewający Credo, albo po prostu patrzący i pozwalający swoim duszom być prowadzonymi przez obrazy, dźwięki, ruchy — wszyscy są zjednoczeni w tej złożonej prostocie i prostej złożoności świętych misteriów, które są zawsze daleko poza nami, a jednocześnie tuż obok nas i w nas, jednocześnie transcendentne i immanentne.
Wielu dzisiejszych katolików jest jednak nękanych nazbyt uproszczoną prostotą (banalność czysto ludzkich aktywności, niewykwalifikowanych i przypominających bazar) połączoną ze zbyt złożoną kompleksowością (język, szczególnie gdy stara się być zrozumiałym sam przez się, często dekoncentruje i stanowi barierę utrudniającą zrozumienie istoty rzeczy). Dlatego, paradoksalnie, współczesna praktyka liturgiczna, nadmiernie nalegając na zrozumiałość, ponownie wprowadza niezrozumiałość. Gadatliwość zagłusza Słowo; chmura niezdyscyplinowanych emocji przesłania boskie światło. [33] W przeciwieństwie do intencji deklarowanych przez reformatorów (“upraszać, upraszczać”), w praktyce złożoność nigdy nie zostaje zredukowana do ascetycznej i duchowej prostoty. Ratzinger wskazuje na istotę tego problemu:
Coraz wyraźniej możemy obserwować budzące niepokój zubożenie, które ma miejsce, kiedy ludzie pokazują pięknu drzwi i poświęcają się utylitaryzmowi. Doświadczenie uczy, że cofnięcie się do podejścia “zrozumiałe dla wszystkich”, przyjęte jako jedyne kryterium, w praktyce nie czyni liturgii bardziej zrozumiałej i bardziej otwartej, a jedynie ją zubaża. “Prosta” liturgia nie oznacza kiepskiej albo taniej liturgii: można rozróżnić prostotę banału i prostotę płynącą z duchowego, kulturowego i historycznego bogactwa. [34]
Albo, jak zauważa ojciec Mark Kirby, przeor benedyktyńskiego klasztoru Matki Boskiej z Cenacle w Irlandii:
Istnieje zimna, racjonalna i ogólnie “zbyt dojrzała” forma religii, która nie odpowiada dłużej potrzebom serca. Zimna i przeintelektualizowana, jest obca duchowi Ewangelii, ponieważ jest zbyt oderwana od rzeczy, które dzieci potrzebują i rozumieją. W przeciągu ostatnich pięćdziesięciu lat w wielu miejscach można zaobserwować wprowadzanie nowego ikonoklazmu, elitarnej religii bez ciepła, religii dla mózgu, pozostawiającej niewiele dla serca, religii ogołoconej z obrazów i wypranej ze świętych symboli, które penetrują głęboko te miejsca ludzkiej osoby, do których wykład nie może dotrzeć. [35]
Klasyczna liturgia jest prosta w swojej głębi, zawierającej kompleks słów, obrazów, gestów, pieśni i ciszy; jest prosta w sposób, w jaki żywe zwierzę jest proste, pomimo niewyobrażalnej wielości elementów, ponieważ jest jedną całością, wyraźną, organiczną jednością, spójnym ośrodkiem działania i cierpienia.
Nowa Ewangelizacja
Wszystko to może brzmieć jak teoretyczne rozważania, ale w rzeczywistość ma doniosłe praktyczne konsekwencje dla codziennego życia i misji Kościoła we współczesnym świecie. “Sposób traktowania liturgii determinuje los wiary i Kościoła”, stwierdza kardynał Ratzinger. [36] Humanizm, racjonalizm, archeologizm, utylitaryzm, modernizm i inne -izmy, na bazie których pracowali moderniści lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, wydały liturgię nieadekwatną do swojej własnej teologicznej esencji, niedorównującą swojemu ascetyczno-mistycznemu powołaniu i wyobcowaną ze swojego kulturowego dziedzictwa. Ta nowoczesna liturgia, w sposób, w jaki jest dziś powszechnie celebrowana i doświadczana, odzwierciedla i wpaja antropocentryczną wizję kultu, który jest duchowo niszczący, ponieważ odbiega od ewidentnie teocentrycznego, Chrystocentrycznego i duchowego charakteru kultu przekazanego nam przez tradycję. To z kolei będzie w dalszym ciągu osłabiało wewnętrzną spójność Kościoła, szpeciło piękno jego twarzy, uszczuplało jego doktrynalną wierność, ograniczało rozszerzanie i intensywność jego świętości i zmniejszało skuteczność jego wysiłków misyjnych. Kardynał Burke stwierdza z żalem:
Jeśli święta liturgia jest celebrowana w sposób antropocentryczny, horyzontalny, w którym nie jest dłużej oczywiste, że jest to czynność sakralna, staje się ona czynnością socjalną, która może ulegać relatywizacji, jak wszystko inne — nie ma trwałego wpływy na życie jednostek. [37]
Z drugiej strony, w miarę jak tradycyjne ryty liturgiczne i ich duchowość są przywracane i zaczynają zajmować coraz bardziej doniosłe miejsce w życiu wiernych, szkody ostatnich pięćdziesięciu lat będą mogły być odwracane, hart ducha rozwijany na nadchodzące prześladowania, a niesamowita energia ewangelizacyjna krzewiona i uwalniana. [38]
Biskup Atanazy Schneider elokwentnie wyraził prawdziwe priorytety, przed którymi Kościół dzisiaj stoi:
Tylko na bazie adoracji i oddawania Bogu czci Kościół może w odpowiedni sposób głosić słowa prawdy, to znaczy ewangelizować. Dlatego wszystko, co dotyczy liturgii, Mszy świętej, musi służyć jasnemu wyrażaniu rzeczywistości ofiary Chrystusa, to jest modlitw adoracji, dziękczynnych, ekspiacyjnych i proszalnych, które wieczny Najwyższy Kapłan przedstawia Swojemu Ojcu. Jak możemy nawracać innych, podczas gdy wśród samych głoszących nie nastąpiła jeszcze przekonująca konwersja ku Bogu, wewnętrznie ani zewnętrznie? [39]
Biskup Dominik Rey, którego cytowałem na początku tego wykładu, ujął to w ten sposób: “Chciałbym jasno dać do zrozumienia, że Nowa Ewangelizacja musi być ufundowana na wiernej i owocnej celebracji liturgii świętej, takiej, jaką otrzymaliśmy od Kościoła poprzez tradycję, zarówno wschodnią jak i zachodnią”. [40]
To, bracia i siostry, jest dobra wiadomość: Bóg, najpierw nas ukochawszy, dał nam, w rozmaitych tradycjach, optymalne sposoby odpowiedzenia Mu w miłości — czynność, którą możemy wykonać tylko przez Niego, z Nim i w Nim. To jest wielki dar świętej liturgii. To dlatego ponowne odkrycie tradycyjnej Mszy, ze wszystkimi jej unikalnymi właściwościami, jest decydujące zarówno dla reewangelizacji katolików, jak i w dzieleniu się Ewangelią z niewiernymi; dzielenie się leży w samym sercu Ewangelii, samo w sobie jest potężnym narzędziem nawracania i bez niego wpadamy w niebezpieczeństwo mówienia o Dobrej Nowinie, zamiast wtajemniczania ludzi w nią jako w żyjącą komunię z Chrystusem.
Pomyślmy o tym w ten sposób: ateista z ciekawości przychodzi do kościoła. Co tam zastanie? Czy zostanie wyrwany ze swojego samozadowolenia “szokiem piękna”? [41] Albo protestant zastanawiający się o co chodzi w katolickiej Mszy i decydujący się na pójście do kościoła w niedzielę. Czy będzie przytłoczony w konfrontacji z majestatem i tajemnicą Chrystusa w Jego świętym sanktuarium, egzystencjalnym kontaktem z czystą świętością? Z przykrością trzeba stwierdzić, że jeśli naszemu ateiście albo protestantowi zdarzy się wybrać losowy kościół katolicki, istnieje duże prawdopodobieństwo, że zostanie on odepchnięty przez banalność, albo zdziwiony, jak taka religia może przetrwać swoje konanie. Albo załóżmy, że podzieliliśmy się słowem prawdy z naszym sąsiadem; z Bożą pomocą na nowo rozpaliliśmy iskrę wiary w niepraktykującym katoliku, albo zaczęliśmy obiecującą przemianę w niewierzącym. Do czego docelowo ich zapraszamy? Nasza wiara to coś znacznie większego niż książka, zestaw propozycji, plan na życie albo społeczność. Chcemy, aby zaczęli oni w pełni żyć w Chrystusie, Słowie, które stało się ciałem. Chcemy, aby dostrzegli chwałę jednorodzonego Syna Ojca, pełnego łaski i prawdy; chcemy aby doświadczyli “świętych, najczystszych, nieśmiertelnych, niebańskich, życiodajnych i wspaniałych tajemnic Chrystusa”. [42] Gdzie i jak ma się to stać? Czy mamy coś prawdziwie zachwycającego, prawdziwie satysfakcjonującego, do czego możemy ich zaprosić? Coś, co może rozpalić ich serca i wznieść ich umysły ku niebu, jak nasze? Jeśli nasza liturgia nie jest taka, jaką powinna być, ewangelizacja nie ma realnego punktu końcowego w zasięgu wzroku. [43]
Dokąd nas to zaprowadzi?
Monsinior Ignacio Barreiro wypowiada się w otrzeźwiających słowach:
Tylko człowiek zakorzeniony ma przyszłość. Część problemu współczesnego człowieka wynika z odcięcia się od własnych korzeni i własnej przeszłości, nie może on dłużej projektować swojej przyszłości. Człowiek, bez odziedziczonych ram odniesienia, nie jest nawet w stanie w pełni zrozumieć teraźniejszości, w której żyje. Próba osiągnięcia wolności przez ucieczkę od jarzma tradycji na ogół skutkuje nowym zniewoleniem przez chaotyczną teraźniejszość.[44]
Ta obserwacja, jednak, niesie także pewną nadzieję, jeśli weźmiemy ją sobie do serca. “Tylko człowiek zakorzeniony ma przyszłość”: musimy odzyskać nasze korzenie, odzyskać łączność z nimi, aby zacząć przynosić więcej owoców.
Oczywiście, fakt, że liderzy Kościoła wytworzyli lub dopuścili do takiej katastrofalnej sytuacji jest bardzo niepokojący. Jednakże bylibyśmy winni wielkiej naiwności, gdybyśmy nie zwrócili uwagi na ogrom zamieszania, jakie trapiło Kościół w rozmaitych czasach na przestrzeni jego dwutysiącletniej pielgrzymki; zdrada biskupów podczas kryzysu ariańskiego, moralna degeneracja papiestwa w Ciemnych Wiekach, światowość renesansowego Rzymu, z żyjącymi po królewsku papieżami, olbrzymie błędy dokonane w czasie rewolty protestanckiej i poddanie się uwodzącej sile Oświecenia. Wszystko to są znaczące epizody w historii Kościoła, które uczą nas, jak wiele ignorancji, błędów i grzechów Bóg, w swojej nieprzeniknionej Opatrzności, może dopuścić, aby wypróbować swoich świętych. [45]
Poważne zamieszanie jest możliwe wśród wiernych, jak mogliśmy zaobserwować w słynnej scenie z Dziejów Apostolskich, kiedy św. Paweł zapytał grupę uczniów w Efezie: “czy otrzymaliście Ducha Świętego, gdy przyjęliście wiarę?” A oni odpowiedzieli: “Nawet nie słyszeliśmy, że istnieje Duch Święty” [46] Oczywiście, ktokolwiek głosił im Dobrą Nowinę, nie przeprowadził katechizacji w sposób gruntowny. To samo może mieć miejsce dzisiaj: “czy otrzymaliście świętą Tradycję, gdy przyjęliście wiarę?” “Nawet nie słyszeliśmy, że istnieje katolicka Tradycja — nikt nam nie powiedział. Nie wiedzieliśmy, że istniała wielka, uroczysta, rozmodlona forma mszy przed Drugim Soborem Watykańskim — nikt nam jej nigdy nie pokazał.” Rolą dzisiejszych apostołów jest przyniesienie ludziom, wierzącym i niewierzącym, wszystkich bogactw Chrystusa oraz Kościoła, prowadzącego długie i owocne życie w Chrystusie. Nie powinniśmy osądzać błądzących ani ignorantów; powinniśmy być dla nich miłosierni poprzez kochanie ich na tyle, aby troszczyć się, by usłyszeli, dotknęli, posmakowali, powąchali i zobaczyli piękno. Właściwie, jak mówi św. Augustyn, powinniśmy zacząć nasze uczynki miłosierdzia od okazania miłosierdzia sobie samemu. [47] Jesteśmy biedni i głodni, słabi, ślepi i głusi; to dla naszej korzyści Chrystus nie szczędzi poprzez swój Kościół obfitości duchowego pokarmu. Dlatego naszym obowiązkiem jest zanurzenie się w tym skarbcu i, kiedy zostaniemy wzmocnieni pokarmem królów, przyprowadzenie innych na ten sam bankiet.
Jeśli już uczestniczyłeś w tradycyjnej Mszy, poznaj liturgię lepiej. Śledź przebieg Mszy (przynajmniej czasami) w podręcznym mszaliku: jeśli chodzi o modlitwę ustną albo myślną, nigdzie nie znajdziesz nic bogatszego i bardziej wartego medytacji niż modlitwy mszalne, włącznie z tymi, które celebrans odmawia po cichu i prywatnie. Jeśli uczestniczyłeś przede wszystkim we Mszy Cichej, spróbuj znaleźć Mszę Uroczystą lub Mszę Solenną. Potrzebujemy zarówno Mszy Cichej dla jej spokoju, jak i Mszy Uroczystej dla jej glorii — wyrażają one oba aspekty pieśni aniołów: “Chwała na wysokości Bogu” (Msza Uroczysta), “a na Ziemi pokój ludziom dobrej woli” (Msza Cicha) — ale nie można zaprzeczyć, że liturgia rzymska do swojej pełni potrzebuje pełnego ceremoniału i muzycznego splendoru. Przeczytaj dobrą książkę o Mszy. Jest wielu wspaniałych, porywających i pouczających autorów, których warto czytać — Ratzinger, Guardini, Fortescue, Davies, Mosebach, Dobszay, Mahrt, Lang, Reid. Niektórzy z was zapewne wiedzą, że jestem autorem książki Odrodzenie w samym środku kryzysu: święta liturgia, tradycyjna Msza i odnowienie Kościoła, która omawia bardziej dogłębnie tematy, które zarysowałem dzisiejszego wieczora. Nie wstydź się zaprosić znajomych i rodzinę na tradycyjną Mszę, aby wprowadzić ich w ten skarb naszej wiary. Powiedz im, żeby się nie martwili, jeśli na początku nie nadążają, i że to przyjdzie z czasem. Z drugiej strony, jeśli jeszcze nie byłeś na starej mszy, albo uczęszczasz rzadko, wyświadcz sobie przysługę i zanurz się w nią.
Nowa Ewangelizacja zaczyna się od mojego i twojego nawrócenia. Jak mówi arcybiskup Alexander Sample z Portland: “Jeśli jesteśmy przemieni przez świętą liturgię, wtedy, jako wierni, możemy pomóc przemieniać kulturę”. [48] Pozwólmy sobie zasiąść w ławach szkoły starej mszy, szkoły niezliczonych świętych, aby kształtowała nasze umysły i serca, karmiła nas i przygotowywała do pracy, do której Bóg nas powołuje. Jest moją nadzieją, modlitwą i przekonaniem, że dostrzeżecie jak tradycyjna msza jest jednym z pewniejszych środków ku uczynieniu Chrystusa naszym królem i ku ponownemu rozkwitowi wiary w samym środku naszego współczesnego pustkowia.
Tłumaczenie: Marcin Molenda
Zdjęcie: http://www.onepeterfive.com/author/pkwasniewski/
Przypisy
[*] Podziękowania dla Dr. Joseph Shaw, Christopher Owens, Fr. Thomas Kocik i Fr. Samuel Weber, O.S.B., za komentarze do wcześniejsze wersji tego wykładu.
[1] Bardzo dobry esej na ten temat został napisany przez Dr. Tracey Rowland, “The Usus Antiquior and the New Evangelisation,” w The Sacred Liturgy: Source and Summit of the Life and Mission of the Church, ed. Alcuin Reid (San Francisco: Ignatius Press, 2014), 115–37. To wydanie zawiera szereg artykułów istotnych dla naszego tematu. Zobacz także Bishop Athanasius Schneider, “The Extraordinary Form and the New Evangelization,” in The Latin Mass, vol. 21, n. 2 (Summer 2012): 6–10; dostępne także pod adresem http://pblosser.blogspot.com/2012/10/the-extraordinary-form-and-new.html. Zainteresowanych tematem odsyłam do mojej książki Resurgent in the Midst of Crisis: Sacred Liturgy, the Traditional Latin Mass, and Renewal in the Church (Kettering, OH: Angelico Press, 2014).
[2] Zobacz Susan Benofy, “The Day the Mass Changed,” Part 1: http://www.adoremus.org/0210Benofy.html; Part 2: http://www.adoremus.org/0310Benofy.html.
Jak dla mnie nietrafiony jest argument, że duże zmiany (msza verus populum, faktyczne porzucenie łacińskiego chorału gregoriańskiego) nie miały mandatu Drugiego Soboru Watykańskiego i nie są wymagane przez Novus Ordo Missae, który w swoich rubrykach dopuszcza celebrację w zgodzie z tradycją. Oczywisty jest fakt, że od roku 1965 modernistyczny sposób celebracji liturgii był wprowadzany przez najwyższe autorytety i narzucany wiernym bez poważnego traktowania czegoś, co papież Benedykt XVI nazwał później “hermeneutyką ciągłości” (postsynodalna ekshortacja apostolska Sacramentum Caritatis, punkt 6). Papież Paweł VI stwierdził w swojej audiencji generalnej 29 listopada 1969, że “święta” łacina i “niezrównany” chorał gregoriański zostały poświęcone na rzecz trafienia do nowoczesnego człowieka. W rezultacie liczba kościołów w poszczególnych krajach, które utrzymały łacinę i chorał gregoriański w rycie Novus Ordo spadła niemal do zera. Na przestrzeni dekad sposób celebracji nowej mszy zubożał, zerwał z kontynuacją i uległ wielu nadużyciom. Msze Uroczyste w rycie Novus Ordo w oratoriach w Londynie, Toronto czy Wiedniu należą do chlubnych wyjątków potwierdzających regułę. Tak niestety od długiego czasu wygląda rzeczywistość, i tak będzie wyglądała, dopóki ruchy tradycyjne nie zdobędą przewagi liczebnej (co z punktu widzenia demografii nie jest niemożliwe w dłuższej perspektywie), albo na Stolicy Piotrowej nie zasiądzie papież chętny reformom, albo obie te rzeczy jednocześnie.
[3] Dla stanu na rok 2013 zobacz: http://reginamag.com/update-latin-mass-america-today (accessed August 19, 2015).
[4] Ponadto przypadkowe świadectwa jak również faktyczne badania sugerują, że proporcja mężczyzn i kobiet w tradycyjnych wspólnotach jest bardziej zrównoważona, niż w regularnych wspólnotach parafialnych, gdzie kobiety wyraźnie przeważają. Więcej informacji: FIUV Position Paper 26, “The Extraordinary Form and the Evangelisation of Men,” and resources available at the weblog of Dr. Joseph Shaw, President of the Latin Mass Society of England and Wales.
[5] List do biskupów, 7 Lipiec 2007. Kardynł Antonio Cañizares Llovera, kiedy był jeszcze prefektem Kongregacji Kultu Bożego, pisał w podobnym tonie w 2013:
“Motu proprio stworzyło także fenomen, który dla wielu jest zadziwiający i jest prawdziwym ‘znakiem czasów’: zainteresowanie nadzwyczajną formą wzrasta, szczególnie wśród młodych, którzy nigdy nie doświadczyli jej jako formy zwyczajnej i to pokazuje głód “języków”, które nie są tylko “większą ilością tego samego”, a także wzywa nas do nowych i dla wielu proboszczów niespodziewanych horyzontów. Udostępnienie liturgicznego bogactwa Kościoła dla wszystkich wiernych umożliwiło odkrycie wszystkich skarbów i dziedzictwa dla tych, którzy nawet o nich nie wiedzieli — wśród nich ta liturgiczna forma wzbudza wiele kapłańskich i religijnych powołań na całym świecie.
[6] Moja odpowiedź na znane zastrzeżenie, że reforma liturgiczna Pawła VI przyniesie nową wiosnę tylko jeśli będzie “prawidłowo zaimplementowana” jest zawarta w przypisie 2.
[7] Biskup Dominique Rey, “Introduction,” in Reid, Sacred Liturgy: Source and Summit, 15–16. Francis Altiere podaje elegancką jednozdaniową definicję ewangelizacji: “Ewangelizacja znaczy pomaganie praktykującym katolikom wzrastać w świętości; pomaga niepraktykującym katolikom powrócić do życia sakramentalnego; pomaga nie-katolikom stać się katolikami” (Mass of the Ages, issue 185 [Autumn 2015], 10).
[8] Więcej przykładów: Carl Wolk, “The Flight to Eternal Rome and the Mass of the Revolution,” OnePeterFive, June 11, 2015; James Kalb, “What the Traditional Mass Means to Me,” Crisis Magazine, December 4, 2014; “Finding What Should Never Have Been Lost: Priests and the Extraordinary Form,” The Catholic World Report, August 19, 2014; Anne M. Larson, ed., Love in the Ruins: Modern Catholics in Search of the Ancient Faith (Kansas City: Angelus Press, 2009). It is a fertile field for research if someone is looking to identify subjective or experiential factors in the resurgence of the traditional Latin Mass.
[9] Mass of the Ages, issue 185, 9.
[10] Mass of the Ages, issue 182 (Winter 2014), 8. Philip Dillon.
[11] “An Atheist’s Conversion to Catholicism, the Traditional Liturgy, and Young Adults” (accessed August 20, 2015), napisane pod pseudonimem Zita Mirzakhani.
[12] Emily Stimpson, “Singing for God,” Franciscan Way, Summer 2015, p. 5.
[13] Mass of Ages, issue 185 (Autumn 2015), p. 11.
[14] Mass of the Ages, issue 180 (Summer 2014), p. 8. Timothy Whitebloom.
[15] Mass of the Ages, issue 183 (Spring 2015), 7. J. Mackenzie, konwertyta z anglikanizmu
[16] Zwróć uwagę jak to się ma do tego co jest najbardziej potrzebne, najbardziej zaniedbane a nawet najbardziej wyśmiewane w dzisiejszych czasach.
[17] Co mam na myśli: woda zmywa brud z ciała; dlatego chrzest, który zmywa grzech z duszy jest dokonany przy pomocy wody, i ta woda, razem ze słowami, prawdziwie oczyszcza duszę. Podobnie, chleb i wino odżywiają ciało, dlatego Eucharystia, która odżywia duszę jest nam dana pod postaciami chleba i wina. W języku scholastyki mówimy, że sakrament skutkuje tym, co oznacza.
[18] Aidan Nichols, O.P., Looking at the Liturgy: A Critical View of Its Contemporary Form (San Francisco: Ignatius Press, 1996), esp. ch. 2, “The Importance of Ritual,” 49–86.
[19] Jak powiedział św. Augustyn: “Si comprehendis, non est Deus” (Kazanie 117, PL 38:663)—“Jeśli możesz pojąc to swoim umysłem, to nie jest Bóg”
[20] Wyznania, tłum. Frank Sheed, ed. Michael P. Foley (Indianapolis: Hackett, 2006), Bk. 10, ch. 27, p. 210.
[21] “Gęstość” jest zapożyczona od C. S. Lewisa, który przeciwstawił sobie “gęste” i “klarowne” religie i argumentował, że prawdziwa religia musi zawierać obie właściwości, zobacz: “Christian Apologetics,” in God in the Dock: Essays on Theology and Religion, ed. Walter Hooper (Grand Rapids: William B. Eerdmans, 1970), 101–3. For further discussion, see Thomas Storck, “Catholicism: The Perfection of Religion,” in Homiletic & Pastoral Review, 99.11–12 (August/September 1999): 7–12
[22] Ta wewnętrzna odpowiedź jest podstawowym elementem aktywnego uczestnictwa. Jeśli wewnętrzna odpowiedź jest obecna, nie wymaga ona zewnętrznego wyrazu, jednak często będzie odnosiła z niego korzyść. Jeśli brak wewnętrznej odpowiedzi, żadne zewnętrzne akcje nie mogą jej zastąpić.
[23] Jest to ćwiczenie dla ćwiczenia, raczej niż ćwiczenie dla powodowania konkretnego efektu.
[24] Joseph Ratzinger, The Spirit of the Liturgy, trans. John Saward (San Francisco: Ignatius Press, 2000), 22–23.
[25] Przypomina mi to konwersację z ojcem Louisem Bouyerem, który powiedział, że nigdy nie użyłby drugiej Modlitwy Eucharystycznej, a zapytany dlaczego odparł: “Bo ją napisałem!”
[26] Stara msza nie jest mszą św. Grzegorza Wielkiego, św. Piusa V albo św. Jana XXIII w taki sposób w jaki nowa msza jest mszą Pawła VI. Co więcej, nigdy dotychczas w Kościele nie było czasu, kiedy liturgia byłaby rozczłonkowana na elementy, które są opracowywane w podkomisjach a następnie złączone w całość w sposób pokazujący szwy.
[27] Z przyjemnością uznaję mój dług wobec Romano Guardiniego za jego mistrzowskie potraktowanie metafizyczno-psychologicznego aspektu języka symboli; zobacz Sacred Signs, trans. Grace Branham (St. Louis: Pio Decimo Press, 1956; available in reprinted form here).
[28] Józef Ratzinger skomentował to w ten sposób: Jeśli liturgia zaczyna jawić się przede wszystkim jako warsztat naszej aktywności, wtedy to, co najważniejsze zostaje zapomniane: Bóg. W liturgii nie chodzi o nas, ale o Boga. Zapomnienie o Bogu jest nadchodzącym niebezpieczeństwem naszych czasów. Sprzeciwiając się temu liturgia powinna ustanawiać znak obecności Boga (Preface to Alcuin Reid, The Organic Development of the Liturgy, 2nd ed. [San Francisco: Ignatius Press, 2005], 13). Jednowymiarowe teksty i ceremonie wyrażają coś co wygląda na powierzchowny przekaz (czasem jest powierzchowny, czasem nie, ale to sposób komunikacji ma decydujące znaczenie: “medium jest przekazem”). Naturalną reakcją człowieka na powierzchowność w istotnej kwestii jest próba dodania większej ilości znaczenia, uczuć, powagi. To dokładnie w takich wrogich środowiskach znajdujemy inwazję obcych praktyk, takich jak chroniczna improwizacja, świeckie czytania, liturgiczne tańce, rockowa lub popowa muzyka, specjalne światła, ekrany video i pseudo symbole (np. ślubna ceremonia piasku). Żadne z tych “ulepszeń” nie byłoby potrzebne, gdyby liturgia robiła to, co do niej należy, tak, aby uczestnicy byli przywiedzeni przed oblicze Boga.
[29] Jestem, oczywiście świadomy, że szaty, jak inne elementu używane w liturgii, miały dość skromne i utylitarne korzenie w pierwotnym Kościele i że punkt widzenia, który wyraziłem jest zdecydowanie średniowieczny, a nawet barokowy. Jednakże, ponieważ akceptuję bez sprzeciwu zasadę organicznego rozwoju, zgodnie z którą liturgia jest wzbogacana na przestrzeni wieków, tak jak sam Kościół, i pod natchnieniem Ducha Świętego internalizuje i coraz lepiej rozumie duchowe znaczenie świętych tajemnic, uważam za błąd, a nawet za herezję sugestię, jakoby powinniśmy wziąć mgliste wyobrażenia starożytnego chrześcijaństwa z czasów podziemnej, prześladowanej wspólnoty, jako normatywny wzorzec dla współczesnego Kościoła. Ten błąd został słusznie nazwany przez papieża Piusa XII archeologizmem, jednak architekci reformy liturgiczne notorycznie odnosili się do tej zasady, jak również do źle pojmowanych wymogów ekumenizmu aby usprawiedliwić najbardziej oburzające akty wandalizmu.
[30] św. Tomasz z Akwinu, Adoro te devote.
[31] Oczywiście historycznie najświętsza ofiara mszy nie była dostępna dla osób z zewnątrz, ani nawet dla katechumenów, tylko dla wtajemniczonych: to była kulminacja tego co chrześcijanie robili, nie pierwsza rzecz, którą robili — święty ryt strzeżony jak największa tajemnica. Wraz z postępującą chrystianizacją Europy, coraz bardziej publiczna celebracja liturgii była nieunikniona, a od czasów rewolucji protestanckiej mogła funkcjonować jako istotna zachęta do nawrócenia, jak przypomina papież Benedykt XVI.
[32] Istotnie, papież Paweł VI wydawał się był wiedzieć lepiej; w swojej ekshortacji apostolskiej Evangelii Nuntiandi pisze w następujący sposób: “Wszyscy jesteśmy świadomi, że współczesny człowiek jest przepełniony słowami; często jest zmęczony słuchaniem i co gorsza, nieczuły na słowa. Jesteśmy także świadomi, że psychologowie i socjologowie wyrażają pogląd, jakoby współczesny człowiek wyszedł poza cywilizację słowa, które jest teraz nieefektywne i bezużyteczne i że żyje on dzisiaj w cywilizacji obrazu.” To zostało powiedziane w 1975, pięć lat po wprowadzeniu rytu, którego gadatliwa dydaktyka i wyeliminowanie większości niewerbalnych symboli są dziś równie boleśnie przestarzałe jak architektura tamtego okresu.
[33] T. S. Eliot’s Four Quartets, ‘East Coker,’ V (accessed at http://oedipa.tripod.com/eliot-2.html, September 2, 2015); for “deifying light,” see the Holy Rule of St. Benedict, Prologue: “Let us open our eyes to the deifying light.”
[34] The Ratzinger Report, trans. Salvator Attansio and Graham Harrison (San Francisco: Ignatius Press, 1985), 128.
[35] Dom Mark Daniel Kirby, O.S.B., Vultus Christi weblog, May 21, 2008 (http://vultus.stblogs.org/2008/05/evviva-santa-rita.html, accessed August 24, 2015).
[36] Joseph Ratzinger, A New Song for the Lord, trans. Martha M. Matesich (New York: Crossroad, 1997), ix; my translation, which is from Bp. Athanasius Schneider’s talk “The Extraordinary Form and the New Evangelization,” differs slightly from Matesich’s.
[37] “The Wanderer Interviews His Eminence Raymond Cardinal Burke,” Don Fier, February 2, 2015 (accessed August 20, 2015).
[38] Nie powiedziałbym, że nowoczesny Ryt Rzymski, albo jakiś rodzaj “reformy reformy” nie może mieć udziały w tym procesie skruchy i restauracji, ale jestem przekonany, że nie będzie to wiodąca rola.
[39] Schneider, “The Extraordinary Form and the New Evangelization.”
[40] “Introduction,” in Reid, Sacred Liturgy: Source and Summit, 15–16.
[41] Zobacz Pope Benedict XVI’s Address to Artists, November 21, 2009.
[42] Liturgia św. Jana Chryzostoma
[43] Jest to dobrze oddane w Propozycji 35 Finalnej Listy Propozycji z XIII Zwyczajnego Zgromadzenia Synodu Biskupów: “Godna celebracja świętej liturgii, najcenniejszego daru od Boga dla nas, jest źródłem i najwyższym wyrazem naszego życia w Chrystusie (Sacrosanctum concilium, 10). Dlatego jest ona podstawowym in najsilniejszym środkiem wyrazu nowej ewangelizacji. Bóg pragnie zamanifestować nieporównywalne piękno Jego niezmierzonej i nieodwołalnej miłości do nas za pośrednictwem świętej liturgii, a my pragniemy użyć wszystkiego co tylko dostępne dla wyrażenia adekwatnej odpowiedzi na ten dar.”
[44] Msgr. Ignacio Barreiro Carámbula, “Sacred Liturgy and the Defense of Human Life,” in Reid, Sacred Liturgy: Source and Summit, 384.
[45] H. J. A. Sire, Phoenix from the Ashes: The Making, Unmaking, and Restoration of Catholic Tradition (Kettering, OH: Angelico Press, 2015).
[46] Zobacz Dz 19:1–7.
[47] Zobacz City of God, Bk. 10, ch. 6; Sermon 106 on Luke 11:39, n. 4.
[48] “Bishop Sample: ‘Transformed by the Liturgy, Transforming the Culture,’” Anna Abbott, National Catholic Register, March 8, 2013 (accessed August 24, 2015).